Ustronianie po zakończeniu niedzielnego starcia nie mieli powodów do pełni satysfakcji. – Żałujemy, że nie zdołaliśmy wygrać, bo na przestrzeni całego meczu byliśmy stroną dyktującą warunki. Pokłosiem tego była znacznie większa od przeciwnika liczba sytuacji bramkowych – mówi Mateusz Żebrowski, szkoleniowiec Kuźni.

Gospodarze do siatki trafili ledwie raz – w 44. minucie po wyrzucie piłki z autu przytomnym wolejem popisał się Michał Pietraczyk. O ile sam finisz premierowej odsłony należał do Kuźni, tak start kolejnej był fartowny z punktu widzenia pszczynian. Po zderzeniu jednego z zawodników Iskry z Mateuszem Wigezzim – to w następstwie kornera egzekwowanego przez ekipę z Pszczyny – sędzia dość niespodziewanie wskazał na „wapno”. Aleksander Łubik utracie bramki nie był w stanie zapobiec.


Poza przywołanymi zyskami podopieczni trenera Żebrowskiego kilkukrotnie byli bliscy powodzenia. Po dośrodkowaniu Bartosza Iskrzyckiego z 6. metrów strzelał Pietraczyk, lecz górą był golkiper Iskry. Podobnie przy uderzeniu Daniela Dobrowolskiego. Z kolei defensorzy gości przyszli mu w sukurs, gdy główkował Cezary Ferfecki. Zapomnieć nie można i o słupku Pietraczyka oraz nieuznanym golu owego napastnika Kuźni.