– Obie drużyny zaprezentowały się bardzo przeciętnie. Nie był to mecz, jakie chcielibyśmy oglądać na poziomie IV ligi. Tak już jednak czasem jest, że nie gra się pięknie, ale zdobywa punkty, a te są najważniejsze – przyznaje na wstępie Krystian Odrobiński, szkoleniowiec Spójni.

Premierowy kwadrans konfrontacji to szanse bramkowe obopólne. W 8. minucie Wojciech Pisarek huknął w poprzeczkę, zaś po przeciwnej stronie boiska w 13. minucie interwencja nogami Łukasza Krzczuka zapobiegła utracie gola przez gospodarzy. W 23. minucie rzut wolny Filipa Moiczka mógł przynieść powodzenie, ale golkiper Unii strzał sparował na kornera. W jego następstwie padła wreszcie bramka. Bartosz Rutkowski dośrodkował, Karol Lewandowski zbił piłkę w kierunku Marka, który z bliska dopełnił formalności, dając landeczanom skromny zapas po połowie spotkania.
 


Za rozczarowującą uznać należy bez cienia wątpliwości drugą część. W niej działo się na murawie niewiele. W 70. minucie raciborzanie nie wyrównali tylko dlatego, że Krzczuk uderzenie odbił na słupek. Niebawem Marek dograł do Lewandowskiego, który jednak w piłkę czysto trafić nie zdołał. I dopiero sam finisz – z olbrzymim udziałem zawodników wprowadzonych na murawę z ławki – miejscowi zanotowali na miarę oczekiwań. W 87. minucie Daniel Sobas dobił obroniony strzał Igora Matlocha, a w 90. minucie to samo uczynił w dość podobnej sytuacji Mykhailo Lavruk, bo wcześniej defensorzy Unii z linii bramkowej wyekspediowali zagranie Lewandowskiego.