SportoweBeskidy.pl: Trenerze, nasza ostatnia zapowiedź narobiła trochę szumu. Podszedł trener do tego tematu niekonwencjonalnie… 

D.K.: Skóra się starzeje, ale dusza cały czas jest młoda. Przebywanie z młodymi ludzi powoduje, że ma się do pewnych kwestii dystans. Zawsze byłem za dobrym człowiekiem i wydawało mi się to wadą. Dzięki dojrzeniu w kwestii duchowej wiem teraz, że jest jednak inaczej. Coraz częściej też rozmawiam ze starszymi kolegami. Tu warto przytoczyć takie nazwiska, jak Lech Szymonowicz czy Zdzisław Byrdy. Korzystam z ich wiedzy. To ważne w tym zawodzie, gdyż w "trenerce" następuje takie przekazanie "pałeczki". Ja uczę się od swoich starych mistrzów, a później przekazuję ją swoim wychowankom, którzy już mają po 40 lat. To jest piękne w tym fachu. 



SportoweBeskidy.pl: Czy do metod treningowych trener podchodzi równie niecodziennie?  
D.K.:
Bardzo ważnym słowem tu będzie pokora. Często jednak brałem metody od trenerów z najwyższej półki. M.in. Carlo Ancelottiego, który nie jest młodym trenerem. Powiedział on kiedyś, że najważniejsze to być przyjacielem piłkarzy. Z wiekiem to zrozumiałem i zacząłem słuchać głosu szatni. Moda, modą, ale np. często słyszałem, że moje drużyny grają "lagę" do przodu. A popatrzymy na ostatnie mecze Realu czy PSG - tam również gra opierała się na pominięciu drugiej linii. Z trenerem jest jak z lekarzem - im starszy tym lepszy. Tym ma więcej doświadczenia. Dziś myli się trenowanie z coachingiem, a jak się zastanowimy to 2 zupełnie inne dyscypliny. Trener może uczyć dzieci gry w piłkę, a coach zarządzać grupą ludzi w seniorskim zespole, gdzie są różne charaktery, różne sytuacje poza boiskiem. 

 

SportoweBeskidy.pl: Nie wiem czy Carlo Ancelotti spędzałby jednak piątki i soboty w bielskim klubie nocnym, oczywiście przy wodzie z cytryną, poszukując zawodników. 

D.K.: Dyskoteka jest miejscem spotkań. Piłkarze nie siedzą w kościołach tylko chodzą po takich miejscach i są one miejscem spotkań pełnych szacunku i kurtuazji. We wspomnianym bielskim klubie zawsze się spotykam z jednym z czołowych kibiców bialskiej Stali, który był moim kapitanem, który poprowadził zespół Rekordu do pierwszego medalu na młodzieżowych mistrzostwach Polski. Mieliśmy wówczas w drużynie takie nazwiska jak: Dariusz Rucki, Piotr Szymura czy Wojciech Łysoń, a śp. Marcin Biskup był moim II trenerem. Ten kibic powiedział mi, że przyczyniłem się do rozwoju jego osobowości i charakteru. Dla takich chwil warto żyć i chodzić do takich miejsc. 

 

Na dyskotekach spędziłem większość swojego życia, a cały czas jestem kawalerem i szukam wielkiej miłości. Gdzie jej szukać, jak nie tam? Byłem 2-3 razy bliski ożenienia się, jednak przez piłkę straciłem tą możliwość. Za każdym razem kobiety nie chciały kogoś, kto bardziej kocha piłkę i piłkarzy niż ją. 
 

SportoweBeskidy.pl: Porozmawiajmy o Iskrze. Spadną najprawdopodobniej dwie drużyny. Iskra zajmuje ostatnie miejsce z dorobkiem zaledwie 7 punktów i wydaje się być pewniakiem do spadku. 

D.K.: Przegrywamy mecze "na styku". Jesteśmy blisko celu, ale zawsze brakuje nie wiele. W ostatnim czasie miałem problem z szatnią. Odszedł od nas kapitan do Zapory Porąbka. A wiadomo, jak odchodzi kapitan, to i kilku zawodników także. Trochę czasu zajęło mi rozszyfrowanie tego wszystkiego. Cały czas walczę z pozostałościami i nielubieniem mnie w Iskrze, bo nieprzychylnych osób nie brakuje. 6-7 zawodników odeszło, bo stwierdziło, że nie będą grali, jak trenerem będzie Kubica. Takie jest życie. 

 

SportoweBeskidy.pl: Nie tak wyobrażaliście sobie chyba start rundy wiosennej. Tym bardziej, że zimą dołączył do Was m.in. Szymon Niemczyk. 

D.K.: Szymon Niemczyk to świetny człowiek, piłkarz i trener. Ma jednak swoje życie i swoją rodzinę, dlatego nie może uczestniczyć w treningach. Przypomina mi się tu jednak film "Męska gra" z Al Pacino, w którym ten stwierdził, że brakuje nam centymetrów, milimetrów do wygranej. I w Iskrze jest tak samo. Brakuje niewiele, dlatego nie możemy się poddać. Drużyna łapie DNA drużyn, w których byłem. Wszyscy walczą i chcą iść w jednym kierunku. Mentalnie zaczyna się rodzić drużyna, a mamy przed sobą jeszcze 8 meczów. 

 

SportoweBeskidy.pl: Pytanie czy to A-klasa w tym sezonie taka mocna, czy Iskra po prostu odstaje poziomem. 

D.K.: Mamy swoje problemy. Nie pluje się we własne gniazdo, bo wiedziałem do jakiego miejsca przychodzę i zawsze pomogę, ale infrastrukturalnie jesteśmy najgorsi w bielskiej A-klasie. Nasze boisko, w porównaniu do tych w Wilkowicach, Ligocie czy Kaniowie jest najsłabsze na tym szczeblu rozgrywkowym. Organizacyjnie również nie jest kolorowo, nie mamy juniorów ani trampkarzy. Na mecze jeździmy w 13-14 zawodników. Optymizmem jednak powiewa postać Damiana Świerczka, prezesa klubu. W Rekordzie również zaczynaliśmy od boisk na asfalcie czy w Lipniku. A jak teraz wygląda ten klub? Przepięknie! Może też tak będzie w Iskrze? Warto marzyć tylko trzeba być w tych marzeniach wytrwałym jak prezes Janusz Szymura


SportoweBeskidy.pl: A jak z zapałem u trenera po takich wynikach? Nie gaśnie ta - nomen omen - Iskra? 

D.K.: Nie, bo udało nam się wykrzesać fajną energię i wejść na właściwe tory. Jesteśmy podrażnieni, ale drużyna się nie podda. Wręcz przeciwnie, jest w nas jeszcze więcej zapału. Walczymy i będziemy walczyć, aby zostać w A-klasie. 

 

SportoweBeskidy.pl: Jest trener jednym z najbardziej doświadczonych trenerów w naszym regionie. Jak bardzo zmieniła się piłka nożna i piłkarze przez te wszystkie lata? 
D.K
.: Denerwuję mnie centralny model szkolenia. Ostatnio musiałem odnowić swoją licencję, gdy wracałem po przerwie do zawodu. Byłem trenerem II klasy i wydałem na szkolenia 10 tysięcy złotych. Później musiałem zaczynać od 0 i robić kurs UEFA C. To tak, jakby profesora po kilku latach wrócić do szkoły podstawowej i takich trenerów było sporo, co musieli zaczynać od 0. 

 

Narzuca nam się z góry, jakim systemem mamy grać i to jest coś strasznego. Dawniej człowiek, jak miał certyfikat trenera, mógł wykorzystać 100 lat futbolu, a nie bazować na trendach, takim jak teraz jest gra z trójką obrońców. Wykorzystywałem pewne cechy od trenera Górskiego, ale także od Guardioli czy Ancelottiego. Spójrzmy na ostatni mecz Realu Madryt z Manchesterem City. Real bronił się cały mecz i awansował dalej. To była stara, dobra szkoła. W piłce nożnej liczy się efekt, a nie to czy grasz pięknie i widowiskowo. Nie wszystko, co jest modne, jest dobre. 

 

SportoweBeskidy.pl: Pieniądze w piłce nożnej na najniższych szczeblach. Tak czy nie? 

D.K.: Ja myślę, że tak. Ukrywanie tego powoduje, że rodzą się pewnie niesnaski. Z piłką nożną jest jak z prostytucją. Wszyscy wiedzą, że się płaci, a działa to w ukryciu i robi się to po cichu. Bycie sportowcem, nawet na niższym szczeblu nie jest łatwe. Do pracy w fabryce idzie się na 8 godzin i później nie myśli się o niczym. Sportowiec natomiast cały czas musi być "pod prądem", a my w Polsce nie doceniamy sportowców, tylko wyliczamy im, kto ile zarabia, jaki ma zegarek, itd. 


SportoweBeskidy.pl: Rekord, z którym był trener związany przez lata ma szanse awansować do II ligi. Podbeskidzie natomiast może spaść… Jak trener spogląda na wizję bielskich derbów w II lidze? 

D.K.: Będąc młodym trenerem, któregoś dnia prezes Szymura powiedział, że ktoś chce pochwalić grę mojego zespołu juniorów. Jak się okazało, był to Antoni Piechniczek, co było spełnieniem moich marzeń. Sam też wspomniał, że od nich wszystko się zaczyna. Tak też jest w Rekordzie. Prezes Szymura marzył o wielkim klubie i życzę mu tego awansu z całego serca. A jeśli chodzi o bielskie derby... Wolałbym, żeby Rekord je zagrał w II lidze nie z Podbeskidziem, a z BKS-em.