Pod dyktando Tempa toczyła się premierowa część meczu. Gospodarze nic nie robili sobie z pressingu ekipy z Landeka, z dużą łatwością unikali problemów, a w ślad za tym stwarzali zagrożenie pod bramką przyjezdnych. I tak m.in. „oko w oko” z Kacprem Daną stanął Damian Szczęsny, 2-krotnie szarżował Rafał Adamek, który podawał w kierunku swojego brata Kamila Adamka, ale finalnie piłka odbijała się od obrońców Spójni. Aż wreszcie tuż przed zejściem do szatni „Szczeniak” popisał się perfekcyjną główką po wrzutce Michała Tobiasza ze skrzydła. Puńcowianie prowadzili zasłużenie – IV-ligowy wicelider w tym fragmencie spotkania niczym nie imponował, a swoje akcje budował w sposób ospały i czytelny dla przeciwnika.

Obraz gry po zmianie stron był takim, jakiego należało się spodziewać. Piłką znacznie częściej operowali goście, dążąc do zniwelowania nikłego dystansu. Nie potrafili jednak przedrzeć się przez defensywne zasieki Tempa, a jeśli już dochodziło do strzałów, to na posterunku był Wojciech Maciejowski. – Fakt, że w pierwszej połowie nie graliśmy dobrze biorę na siebie i chylę czoła przed drużyną za odważną grę po powrocie na boisko. Szkoda, że tak często mając piłkę w posiadaniu nie potrafiliśmy dobrze zapowiadających się akcji odpowiednio kończyć – żałował trener landeczan Mateusz Wrana.

Beniaminek mógł natomiast swojego konkurenta skarcić. R. Adamek w jednej z sytuacji nie podjął decyzji o „wypuszczeniu” podaniem Tomasza Stasiaka na pozycję sam na sam z bramkarzem, zaś strzelec gola z 45. minuty w zamieszaniu obił słupek. Rezultat pozostał tym ustalonym przed przerwą z maksymalnym punktowym zyskiem mistrza „okręgówki” z ubiegłego sezonu. – Dużą satysfakcją jest patrzeć na to, z jaką pasją gramy. Chłopcy wychodzą na boisko ciężko pracować, nie odpuszczają i to daje pożądane efekty – klaruje Michał Pszczółka, szkoleniowiec Tempa.