SportoweBeskidy.pl: Długo czekaliście na to pierwsze zwycięstwo w obecnym sezonie a-klasowym. Nie za późno?

Dariusz Byrczek:
Do końca jeszcze trochę meczów zostało i nie ma się co poddawać. Póki matematyczne szanse są to nie pozostaje nic innego, jak grać i walczyć. Pokonaliśmy zespół ze ścisłej ligowej czołówki i pokazuje to, że aż tacy słabi nie jesteśmy, jak inni o nas sądzą.

SportoweBeskidy.pl: Z całą pewnością nie takiego startu rundy wiosennej oczekiwaliście. Przegraliście wcześniej – jakby na to nie spojrzeć – mecze prawdopodobnie kluczowe.

D.B.:
Zaczęliśmy nieźle i mieliśmy dużo optymizmu po meczu w Kończycach Małych, który przegraliśmy minimalnie z liderem, w dodatku po problematycznym dla niego rzucie karnym. Natomiast zwłaszcza spotkania z Orłem Zabłocie i Zrywem Bąków kompletnie nam nie wyszły i nie ma się tu co oszukiwać. Tym bardziej szkoda, że z rywalami będącymi w tabeli w naszym zasięgu nie pokazaliśmy faktycznych możliwości zespołu.

SportoweBeskidy.pl: A co było tego przyczyną?

D.B.:
Sami chcielibyśmy to wiedzieć. Naprawdę trudno stwierdzić to jednoznacznie. Moim zdaniem na pewno ustawienie zespołu w defensywie w linii nie wypaliło, a szybko tracone bramki robiły swoje.

SportoweBeskidy.pl: Może jednak potencjału na utrzymanie A-klasie w Rudniku nie ma?

D.B.:
Konfrontacja z zespołem z Dębowca pokazała co innego. Jeśli strzelasz zwycięską bramkę w 90. minucie meczu z dotychczasowym wiceliderem ligi, to znaczy, że potencjał w drużynie jednak moim zdaniem drzemie. Poza tym chłopcy walczyli na boisku, jak o życie. Zmontowaliśmy zimą wspólnie z trenerem Grzegorzem Brychcym całkiem niezłą kadrę. Nie po to takie ruchy czyniliśmy, aby teraz „plątać się” w dole tabeli.

SportoweBeskidy.pl: Czy to prawda, że w Rudniku mamy kolejną zmianę trenera?

D.B.:
Tak, trener złożył rezygnację przed meczem ze Strażakiem. Została ona przyjęta i rozstaliśmy się w całkowitej zgodzie. Namawiałem go zresztą do tego, aby został, ale kategorycznie obstawał przy swoim.

SportoweBeskidy.pl: Może stwierdził jednak po klęskach wyjazdowej w Bąkowie i Brennej, że sytuacja jest beznadziejna?

D.B.:
Absolutnie tak nie uważam. Moje zdanie jest takie, że w naszej A-klasie każdy z każdym może wygrać, co w wielu spotkaniach się potwierdziło. Gdy tylko w danej drużynie brakuje 2-3 zawodników, to nagle jej gra wygląda zupełnie inaczej. Żadna drużyna, nawet te należące do czołówki i walczące o mistrza, nie mają w składzie 18 zawodników na równym poziomie.

SportoweBeskidy.pl: Kto poprowadzi zespół w dalszej części sezonu?

D.B.:
Jesteśmy w trakcie rozmów. Chciałbym, aby trafił do Rudnika trener, który będzie miał perspektywę dłuższej pracy w naszym klubie. Przede wszystkim kluczowym zadanie na teraz będzie wykorzystanie potencjału zawodników, bo jakościowych piłkarzy mamy na każdej pozycji. Zimą wzmocnili nas m.in. Bartłomiej Kaczyński, Kacper Szadkowski czy Rafał Wcisło, mamy też równorzędnych bramkarzy w osobach Sebastiana Gańka oraz Sebastiana Trojanowskiego. Klocki trzeba jednak odpowiednio poukładać. Mam przeczucie, że wraz z wygraną nad Strażakiem coś w zespole „zatrybiło”.

SportoweBeskidy.pl: Patrzymy w górę tabeli – kto sięgnie po tytuł?

D.B.:
Myślę, że jednak LKS Kończyce Małe. Lider ma przewagę 6 punktów i jest w sytuacji komfortowej. Za plecami czają się mocne drużyny Cukrownika Chybie czy LKS-u Pogórze, ale nie uważam za realne, aby główny faworyt poniósł jeszcze 3 porażki w tej rundzie.

SportoweBeskidy.pl: A wy w B-klasie?

D.B.:
Cóż, uważam, że B-klasy w przyszłym sezonie raczej może nie być. Wolałbym oczywiście, żeby był ten szczebel i może być nawet w Rudniku, ale jeśli ma grać w B-klasie 5-6 drużyn, to taka liga mija się z celem. Ze względów szkoleniowych nie ma to żadnego sensu. Widać to przy grupach młodzieżowych, gdzie chłopcy narzekają, że co chwilę muszą grać z tymi samymi rywalami. Poza tym mała liczba meczów przy tak okrojonej lidze to dramat, bo chodzi o to, aby właśnie jak najwięcej grać. Nie podoba mi się taki kierunek i mówię to całkowicie uczciwie, a wiem też, że ten tok myślenia nie jest odosobniony.