Konfrontacja przy Tetmajera przebiegła według nietypowego scenariusza. Goście posiadali inicjatywę o tyle, że aż 3-krotnie wychodzili dziś na prowadzenie. O dziwo jednak nie zdołali w tych sprzyjających dla siebie warunkach sięgnąć po pełną pulę. Za każdym razem ambitni żywczanie dowodzeni z ławki przez debiutującego Filipa Kasińskiego potrafili wyrównać, finalnie czyniąc to w okolicznościach cokolwiek dramatycznych.

Na premierowe trafienie przyjezdni czyhali aż do 40. minuty. Dośrodkowanie Wojciecha Stańczaka trafiło do Ilyi Nazdryna-Platnitskiego, który odegrał na 5. metr do Pawła Flisa. Ten nie zwlekając akcję perfekcyjnie wykończył. Przewagi LKS do pauzy nie utrzymał. Z prostopadłego podania Tomasza Janika pożytek uczynił Grzegorz Szymoński i przed rewanżową odsłoną szanse na końcowe zyski kształtowała się 50:50.

Niebawem po powrocie na murawę podopieczni Szymona Waligóry znów byli skuteczni. Futbolówkę w okolicach „16” przejął Damian Oczko i stając „oko w oko” z Rafałem Pawlusem golkipera Górala zmusił do kapitulacji. I tym razem odpowiedź gospodarzy – choć nie tak piorunująca, jak wcześniej – nadeszła. W 67. minucie świetnym zagraniem ponad linią defensywną czanieckiej ekipy popisał się Kacper Marian, adresatem owej asysty był Patryk Semik, który uderzeniem pod poprzeczkę rezultat wyrównał. W ostatnim kwadransie ciosy obie drużyny znów wymieniły. Najpierw wrzutkę Oczki celną główką zamknął Szymon Nowak, zaś w doliczonym czasie gry nazbyt kunktatorską postawę LKS-u pomścił Jakub Pieterwas, który przeprowadził indywidualną szarżę ze sprytnym strzałem z kąta jako decydującym akcentem.

Finalnemu remisowi 3:3, który bardziej uradował potrzebujących zdobyczy piłkarzy Górala, zapobiec mógł w 93. minucie Nowak, lecz z bliskiej odległości chybił. – Nie zasłużyliśmy na zwycięstwo. Organizacja gry po naszej stronie wyglądała dziś słabo, więc ten niedosyt z perspektywy przebiegu spotkania nie jest aż tak wielki – ocenia szkoleniowiec zespołu z Czańca.