Nie ma co ukrywać, statystyki przed pierwszym gwizdkiem arbitra były po stronie Ślęzy. Wrocławianie wygrali 5 ostatnich meczów z rzędu i zajmowali pozycję wicelidera. Ponadto, "Rekordziści" w przeszłości nie zdołali pokonać Ślęzy. Ta niezbyt chlubna passa ciągnęła się przez 9 kolejnych spotkań. Aż do dziś. Bielszczanie zagrali "koncertowo" pokazując, iż matematyka nie gra najważniejszej roli w piłce nożnej. Liczy się zaangażowanie, koncentracja, a tym podopieczni Dariusza Mrózka wykazali się ponad przeciętnie. 

 

Lepiej mecz nie mógł się ułożyć dla gospodarzy. Już w 2. minucie Jan Ciućka otworzył wynik spotkania, po tym jak otrzymał świetną wrzutkę od Seweryna Caputy. W kolejnych fragmentach spotkania optyczną przewagę przejęli wrocławianie, lecz to nie zaowocowało spektakularnymi sytuacjami bramkowymi. W przeciwieństwie do "rekordzistów", którzy w 19. minucie podwyższyli rezultat spotkania. Konrad Kareta przejął piłkę na własnej połowie, świetnie podprowadził, po czym zagrał do Ciućki, a ten celnie przymierzył po krótkim rogu. 

 

 

Co zrozumiałe, zawodnicy Ślęzy jeszcze mocniej rzucili się do ataku po drugim straconym golu. Ich wysiłek szedł jednak na marne wobec bardzo dobrze dysponowanej defensywy Rekordu. Najlepszą okazję goście wypracowali sobie w 43. minucie, gdy Piotr Stępień nie wykorzystał pojedynku "oko w oko" z golkiperem bielszczan, Krzysztofem Żerdką. 

 

Druga część meczu rozpoczęła się dla biało-zielonych równie dobrze, co pierwsza. W 48. minucie arbiter wskazał na "wapno" za zagranie ręką przez jednego z zawodników Ślęzy. Z rzutu karnego nie pomylił się doświadczony Tomasz Nowak. To trafienie ustaliło losy spotkania. Oczywiście, drużyna z Wrocławia ambitnie dążyła o choćby gola kontaktowego, lecz obrona Rekordu do końca meczu zachowała należytą czujność. Po tym starciu to Rekord zameldował się na pozycji wicelidera III ligi, gr. 3.