Podopieczni Szymona Waligóry od początku meczu, jak to mają w zwyczaju, przejęli inicjatywę. Po 3. minutach... przegrywali. Mimo że LKS Czaniec dłużej operował piłką, a gra toczyła się niemal przez cały czas na połowie rywala, to mecz nie obfitował w wiele sytuacji bramkowych dla IV-ligowca. Więcej okazji, głównie przy pomocy kontr, stworzyli sobie piłkarze z Chełmka. Po trzykroć zagrażali bowiem bramce strzeżonej przez Patryka Kierlina - oprócz gola w drugiej sytuacji nie trafili w bramkę, a raz wykazał się golkiper. Bramkę wyrównującą zdobył Ilya Nazdryn-Platnitski, który w 42. otrzymał podanie przed „16” konkurenta, a piłka zanim zatrzepotała w siatce odbiła się od poprzeczki. - W pierwszej połowie biliśmy głową w mur. Nie potrafiliśmy wykorzystać naszej przewagi. Oprócz gola zdobyliśmy jeszcze jedną bramkę, ale sędzia nie uznał tego trafienia - mówi nam trener ekipy z Czańca.

 

 

W drugiej części w poczynania zawodników obu drużyn wkradło się więcej chaosu, a co za tym idzie i niedokładności. Znowu przeważali zawodnicy z Czańca, znowu to ich przeciwnicy zdobyli bramkę po akcji z kontrataku. W 70. minucie głową próbował Waldemar Wolf, ale jego strzał obronił bramkarz. Najlepszą szansę na wyrównanie zmarnował Andriy Apanchuk, który pomylił się egzekwując rzut karny, podyktowany za zagranie ręką w polu karnym na 5. minut przed końcem spotkania.

 

- Ogólnie po zespole widać było lekki kryzys spowodowany obciążeniami zaaplikowanymi podczas okresu przygotowawczego. Nie wynikało to z gry naszego dzisiejszego rywala, a bardziej przez pryzmat wcześniejszych sparingów, które rozegraliśmy. To dobry prognostyk, który potwierdza, że idziemy w dobrym kierunku i świetny materiał poglądowy - przeciwnik grał agresywnie, zawodnicy się nie oszczędzali. Mecz towarzyski, który wyglądał jak starcie ligowe - ocenia sobotni sparing szkoleniowiec IV-ligowca.