– Mniej więcej do godziny funkcjonowaliśmy jako zespół tak, jak sobie to zaplanowaliśmy. Włożyliśmy dużo wysiłku i zdrowia w to, aby dziś co najmniej nie przegrać. Tym bardziej szkoda końcówki tego meczu – mówi Wojciech Białek, szkoleniowiec czechowiczan, którzy istotnie mają czego żałować.

Choćby z racji 2-krotnego obejmowania prowadzenia. W 16. minucie Mateusz Janeczko do siatki nie trafił, ale poprawka Damiana Zajączkowskiego właśnie tam wylądowała. Goście wprawdzie wyrównali w 29. minucie, gdy uderzenie Kamila Kucharskiego między obrońcami zaskoczyło zasłoniętego golkipera MRKS-u, lecz zanim sędzia oznajmił kwadrans przerwy miejscowi znów dysponowali nieznaczną przewagą. Gol z 43. minuty to prawdziwa „perełka”, bo piłka po strzale Pawła Kozioła z rzutu wolnego otarła się jeszcze o poprzeczkę, aż lot zakończyła w „świątyni”.

Równie dużo kłopotów piłkarze z Czechowic-Dziedzic nie stwarzali konkurentowi po zmianie stron. W 51. minucie przyjezdni powtórnie wyrównali. Po szybkim wypadzie na strzał zdecydował się Kucharski, a rykoszet zupełnie zmylił Mateusza Maciejowskiego. Kolejne minuty to dająca się odczuć inicjatywa Unii, która jednak rzadko dochodziła do pozycji strzeleckich. Gospodarze byli co najmniej równie „oszczędni”. – Mieliśmy problemy z postraszeniem coraz odważniej grającego przeciwnika, bo po przechwytach, jakie notowaliśmy dokonywaliśmy najczęściej złych wyborów – podkreśla Białek.

Gdy remis wydawał się rozstrzygnięciem obu zespołom pisanym i sprawiedliwym z racji przebiegu całości spotkania, do ekipy z Turzy Śląskiej uśmiechnęło się szczęście. W 88. minucie Michał Mazur usiłował wykonać dośrodkowanie spod linii końcowej, a futbolówka nabrała takiej trajektorii lotu, że wpadła „za kołnierz” czechowickiego golkipera, stanowiąc ostatni w środowy wieczór ważny element stojącego na wysokim poziomie IV-ligowego widowiska.