Któż mógł się spodziewać, że już w 40. sekundzie rywalizacji futbolówka znajdzie drogę do „świątyni” jej faworyta? – Zaskoczyliśmy przeciwnika dokładnie tak, jak to sobie zaplanowaliśmy przed meczem. Przeprowadziliśmy szybką akcję, która dała nam idealne rozpoczęcie – zauważa Piotr Puda, trener Spójni, obejmującej prowadzenie po strzale pod poprzeczkę Tomasza Cedry, pomimo ostrego kąta.

Bez cienia wątpliwości gospodarzy fakt przywołany zaskoczył, a najlepszym tego świadectwem, że długo nie potrafili nic konkretnego wymyślić, aby dystans odrobić. Gdyby nieco precyzyjniej z rzutu wolnego, a nie w poprzeczkę, przymierzył Konrad Zapała, to miejscowi mogliby znaleźć się w poważnych tarapatach... – Mecz ułożył się drużynie z Zebrzydowic i trzeba przyznać, że cofnęła się i mądrze broniła dostępu do własnej bramki. Na małym boisku ciężko było się do przeciwnika dobrać – przyznaje szkoleniowiec Smreka Sławomir Bączek. W końcu jednak jakość piłkarska reprezentanta Żywiecczyzny wzięła w dzisiejszej konfrontacji górę. W 35. minucie fantastycznym uderzeniem z rzutu wolnego wyrównał Petherson, a w 41. minucie zaliczkę Smrekowi zapewnił Robson, wykorzystując wrzutkę Davida Bagatina oraz złe zachowanie zebrzydowickiej defensywy.

Na przerwę więc to faworyt schodził jednak w lepszych nastrojach. Goście? Nie dość, że impet ze wstępnej fazy spotkania stracili, to jeszcze czuli się pokrzywdzeni sędziowskimi decyzjami. – Trudno było oprzeć się wrażeniu, że robili wszystko, aby zespół ze Ślemienia dziś nie przegrał. Rzutu wolnego, abstrahując od doskonałego jego wykonania przez zawodnika z Brazylii, być w ogóle nie powinno. Kilka razy gwizdano nam też dziwne spalone, a po drugiej stronie gra była puszczana w sytuacjach stykowych – opowiada szkoleniowiec zebrzydowiczan. Sporne było także zdarzenie, gdy Paweł Kawik wyszedł na pozycję sam na sam z Rafałem Pępkiem i po starciu z bramkarzem padł na murawę. Przyjezdni domagali się „cegły”, tymczasem to szarżujący napastnik został napomniany za „symulkę”.

Po zmianie stron nie działo się już nic sensacyjnego. W 53. minucie Marek Puda przyblokował wyprowadzenie piłki przez zawodników Spójni po kornerze, co umożliwiło Arturowi Barcikowi oddanie uderzenia do siatki z półwoleja. W ostatnim kwadransie Petherson poprawił bronione przez Miłosza Śnieżka strzały Piotra Górnego Marcela Ormańca, zaś Robson dublet ustrzelił po asyście Mateusza Łajczaka i „objechaniu” golkipera Spójni. Warto podkreślić, że goście mieli wówczas na murawie o zawodnika mniej, bo Konrad Wija nie był w stanie kontynuować gry wskutek urazu kolana, a trener Puda pola manewru na ławce nie miał żadnego. Trafienia dla Smreka, pieczętujące wygraną zespołu wyżej notowanego w tabeli „okręgówki” poprzedził strzał Mateusza Sobczaka w słupek.