A dlaczego – przekonali się kibice w Dankowicach już na wstępie meczu, który z perspektywy obu zespołów uznać można za piorunujący. Gospodarze zadali rywalowi solidne ciosy. W 2. minucie Dominik Kopeć skorzystał na „centrze” Wojciecha Sadloka i w nie mniejszym stopniu konkretnej pomyłce drużyny z Bestwinki w defensywie. Niebawem Kopeć przegrał pojedynek z Dominikiem Chmielniakiem, ale rozpędzony Pasjonat zdołał „odjechać” na 2:0. Była 10. minuta, gdy Błażej Cięciel nie zawiódł w roli egzekutora rzutu karnego.

Obfity w bramkowe łupy dla miejscowych start derbów nie pozostał bez wpływu na końcowe ich losy, choć rywalizacja w Dankowicach była w dalszym fragmencie wyrównana i ciekawa. – Nie było nas w początkowym fragmencie meczu. Rywal dyktował warunki – przyznał Wojciech Lisewski, szkoleniowiec piłkarzy KS Bestwinka, którzy w 35. minucie za sprawą bramki autorstwa Bartosza Prymuli złapali kontakt z Pasjonatem...
 



Druga połowa rozczarowała o tyle, że nie padły w niej gole, ale spięć pod obiema „świątyniami” nie brakowało. Wyrównanie wisiało w powietrzu, gdy z bliska po koźle szczęścia szukał Bartosz Adamowicz, z kolei próba Rafała Dawidka szczupakiem zakończyła się na słupku. Ekipa z Dankowic żałowała, że futbolówkę nad celem przeniósł Kamil Tobiasz, obok bramki uderzył Kacper Łukasik, a strzał Kopcia odbił się od słupka.

– Zaliczyliśmy dziś fajny, obiecujący początek i wydawało się, że będzie zdecydowanie łatwiej nam się grało. Ale pojawił się jakiś niepokój, trochę nonszalancji, przez co do samego końca drżeliśmy o wynik – ocenił Artur Bieroński, trener zwycięskiej drużyny w sobotni wieczór.