Pierwotnie do konfrontacji 30. kolejki z ekipą LKS-u Studzienice dojść miało w sobotę, przeciwnik zgłosił jednak wolę przyjazdu do Wilkowic już dziś. To wobec awizowanych na zgodny z kalendarzem termin meczu niedostatków kadrowych. - Rywalowi należą się podziękowania, że w ogóle dotarł na mecz. Widać, że mają w tej fazie sezonu spore problemy, by się pozbierać - zaznacza Krzysztof Bąk, szkoleniowiec GLKS-u.

Sama boiskowa rzeczywistość najzwyczajniej potwierdziła różnicę - dodajmy niemałą zarówno w tabeli, jak i faktycznym potencjale - pomiędzy zespołami. Gospodarze od początku przeważali, a gole Macieja Marca stosunkowo szybko ustawiły piłkarzy ze Studzienic w narożniku. Im dalej w las, tym przewaga wilkowiczan rosła, a kolejne łupy - aż po końcową "demolkę" 7:0 - dobitnie o tym zaświadczają.
 



Tu na wskazanie zasługują już stricte personalne wątki. W czwartkowe popołudnie przełamał się Maciej Wojtyła, który od startu spotkania należał do najaktywniejszych zawodników w talii trenera Bąka. Podwójny prezent ślubny sprawił sobie "dwupakiem" Mateusz Kubica, jedną z trafień zaliczając efektownym lobem w następstwie dogrania Łukasza Szędzielarza w minucie 75. Wśród asystentów pojawili się również wyjątkowo nie notujący bramki Dominik Kępys, a także Jakub Caputa.

Zgarniając po raz 25. komplet w obecnym sezonie GLKS powrócił na szczyt tabeli "okręgówki". Pozostanie na nim z 2-punktowym zapasem nad MKS-em Lędziny przynajmniej do soboty, gdy dotychczasowy lider podejmie Pasjonata Dankowice w kluczowej potyczce mijających rozgrywek.