Bramka otwierająca wynik meczu padła stosunkowo szybko, bo już po 13. minutach od pierwszego gwizdka sędziego. Środkowy obrońca młodzieżowej drużyny Rekordu źle wprowadził piłkę do gry, z czego skorzystał Mateusz Balcarek, który nie pomylił się w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Jak się okazało gol uzyskany na początku spotkania był... jedynym, jaki zobaczyli kibice zgromadzeni na stadionie w Rajczy.
 


Skąd tak nikłe łupy reprezentanta „okręgówki”? – Mieliśmy momenty dobrej gry, ale przeplatane były tymi gorszymi. Szkoda niewykorzystanych sytuacji, szczególnie tych z drugiej połowy, bo wynik mógł być bardziej okazały – zauważa trener miejscowych Jarosław Grygny. Mowa tu zwłaszcza o sytuacjach, w których strzały Daniela Lacha i testowanego zawodnika zatrzymały się na słupku bramki bielszczan.

Nie sposób pominąć również inny ważny aspekt. – W drugiej połowie było widać, że moi zawodnicy mają „ciężkie nogi”, co jest spowodowane obciążeniami treningowymi. W nasze poczynania boiskowe wkradło się trochę chaosu i niedokładności – dodaje nasz rozmówca. – Mimo to patrzę w przyszłość z optymizmem – zneutralizowaliśmy atuty ofensywne przeciwnika, który w praktyce nie stworzył sobie żadnej dogodnej sytuacji – podsumowuje Grygny.