- Wydaje mi się, że spotkanie stało na całkiem przyzwoitym poziomie. Obie drużyny miały swoje sytuacje i różnie spotkanie mogło się potoczyć - powiedział po końcowym gwizdku Wojciech Mrok, golkiper Koszarawy, który wczoraj skapitulował dwukrotnie. W 46. minucie Rafał Piecha zagrał ręką w polu karnym, za co sędzia wskazał na "wapno". Z 11. metra nie pomylił się Marcin Byrtek i wyprowadził GKS na prowadzenie. Na niecały kwadrans przed końcem spotkania wynik podwyższył Jakub Pieterwas, pieczętując jednocześnie zwycięstwo gospodarzy. 

 

 

Koszarawa swoje okazje również miała - zwłaszcza w pierwszej połowie. Dość wspomnieć o groźnym uderzeniu Hugo Nejfelda czy sytuacji, po której kontrowersji nie brakowało. Zawodnicy z Żywca uważali, że uderzenie Grzegorza Szymika zostało wybite przez Fiodorów zza linii bramkowej, ale sędzia był innego zdania. Po zmianie stron Wojciechowi Barcikowi zagroził natomiast Michał Garncarczyk. Nie zmienia to jednak faktu, że GKS był stroną dłużej utrzymującą się przy piłce, grającą konsekwentniej i stwarzającą groźniejsze sytuacje.