Bartosz Jaroch, Tomas Malec czy Michał Płoch to piłkarze, którzy wspomogli „dwójkę” GKS-u w dzisiejszym starciu na szczeblu IV ligi. Z racji obecności zawodników takiego kalibru na murawie, tym trudniejsze zadanie miał zespół z Landeka. Remis – a taki finalnie wynik w Tychach goście „wykręcili” – przed spotkaniem w takich okolicznościach zostałby uznany za rozstrzygnięcie satysfakcjonujące. A po 90-minutowej rywalizacji?

Nie ulega wątpliwości, że częściej akcje toczyły się na połowie bronionej przez Spójnię. Ale już mówiąc o klarownych okazjach strzeleckich beskidzkiego reprezentanta pomijać nie sposób. Strzały Mateusza SkrobolaKarola Lewandowskiego golkiper rezerw GKS-u bronił, ale tego z 28. minuty już nie był w stanie. Napastnik przyjezdnych soczyście przymierzył z okolic „16”. Przeciwnik odpowiedział w 30. minucie, zemścił się wówczas faul na 25. metrze, bo właśnie z rzutu wolnego padł gol na miarę wyrównania.
 


Po przerwie scenariusz był bliźniaczy. Landeczanie zdobyli przewagę po wtórnym świetnym strzale „Lewego”, któremu dograł Wojciech Pisarek. Gdyby próby Bartosza Rutkowskiego z 54. minuty i Lewandowskiego z minuty 58. nie napotkały na ripostę bramkarza gospodarzy, to podopieczni Krystiana Odrobińskiego mieliby realne szanse, by z Tychów wyjechać w pełni ukontentowani. A tak w 67. minucie „rezerwiści” znów doprowadzili do remisu – z dozą futbolowego szczęścia, bo piłka, która zdawała się niechybnie opuścić plac gry odbiła się od chorągiewki narożnej, w następstwie czego tyszanie zaskoczyli Łukasza Krzczuka. Końcowy fragment spotkania to okazje z obu stron – te z perspektywy ekipy z Landeka to uderzenia Pisarka i Lewandowskiego, przy których na posterunku był pewny dziś golkiper GKS-u II. Miejscowi egzekwowali sporo stałych fragmentów, lecz i tu wszelakie zagrożenie w porę było „kasowane”.