
Liderowi nie pomogli. Mistrz w Lędzinach
Spore "ciśnienie" towarzyszyło dzisiejszej potyczce MKS-u Lędziny z Pasjonatem Dankowice. Gospodarze tylko zdobywając komplet punktów mogli powrócić na szczyt tabeli "okręgówki" i przypieczętować tym samym mistrzowski tytuł.
Zadania lędzinianie łatwego nie mieli, wszak do meczu przystąpili bez kilku swoich podstawowych zawodników, by wspomnieć o "kartkowiczach" - Dariuszu Zygmie, Grzegorzu Kostrzewie czy Mateuszu Śliwie. Z racji otrzymanej kary z trybun poczynaniom drużyny przyglądał się jej główny trener Adrian Napierała. Co więcej, goście mieli chrapkę, aby popsuć fetę w Lędzinach. - Staraliśmy się, jak mogliśmy i próbowaliśmy przeciwstawić mocnemu konkurentowi - zaznacza Artur Bieroński, szkoleniowiec Pasjonata, w którego szeregach także odnotowaliśmy dziś istotne absencje w osobach Wojciecha Sadloka, czy Marcina i Michała Wróbla.
Boiskowa rzeczywistość nie pozostawiła złudzeń. To piłkarze MKS-u byli stroną dominującą i stwarzającą również sporo dogodnych szans bramkowych. Na bohatera wyrastał w tych okolicznościach Dominik Kraus, który w wybornym stylu stopował zwłaszcza uderzenia Mateusza Wójcika, Sebastiana Rzepy i Volodymira Varvarynetsa. Okazje dankowiczan, by faworyta skontrować nadarzały się rzadko, najbliżej powodzenia na wstępie drugiej połowy byli Adrian Herok i Jakub Ogiegło, którzy nie zachowali jednak należytej precyzji w rozegraniu akcji.
Kiedy w 69. minucie za drugą żółtą kartkę z boiska usunięty został Varvarynets, plany ekipy z Lędzina zdawały się poważnie maleć. Ale tuż po owym osłabieniu Michał Nagi dograł do Wójcika, który w minucie 70. przy zbyt biernej postawie dankowickich obrońców strzałem z okolic 12. metra pokonał bramkarza Pasjonata. Tenże gol zapewnił miejscowym nieskrywaną radość z zameldowania się na samym szczycie tabeli "okręgówki" bielsko-tyskiej.