MISTRZOWIE SKŁANIAJĄ DO REFLEKSJI
I jak tu nie zacząć od siatkarzy w barwach biało-czerwonych?! Przyznam tyleż wprost, co nieskromnie – na siatkówce trochę się znam i obserwuję ją nie tylko po „kibicowsku”. Ale właśnie to inne spojrzenie nie pozwalało na nadmierny optymizm przed siatkarskimi Mistrzostwami Świata. Byłem na Stadionie Narodowym, gdy wielki czempionat rozpoczynał się. Nawet po pięknym nokaucie na Serbach nie wierzyłem w sukces Polaków. „Orły Antigi” będą walczyć, ale z potęgami siatkarskimi sobie nie poradzą. Nie ten pułap „lotów”. Chociaż, gdyby... Nie! My tu „blachy” nie zrobimy – myślałem...
Minął tydzień od złota naszych siatkarzy. Niektórzy wciąż nie wierzą. Inni wspominają z łezką w oku. Jeszcze inni zastanawiają się co dalej z naszymi mistrzami. Mnie też „złoci” siatkarze skłaniają do przemyśleń. Również w trosce o przyszłość. Jesteśmy przecież u progu zmagań na krajowych parkietach, więc słów kilka o „podwórku” beskidzkim. Precyzyjniej – bielskim.
Ostatnio w moim odniesieniu do BBTS-u sielankowo nie było. Dziś więcej o sportowym aspekcie. Życzylibyśmy sobie, oczywiście z zachowaniem realnych proporcji, równie pozytywnych wzruszeń, jak podczas niedawnego czempionatu. Czy BBTS w drugim sezonie w Plus Lidze na to stać? Nie wiem i... chyba nikt nie wie. Piotr Gruszka jako siatkarz? Wybitny. Jako trener? Podobno stanowi największy atut BBTS-u, jak twierdzą klubowi włodarze. Sam zespół mocniejszy w porównaniu do poprzedniego sezonu, ale w około 50 procentach zmieniony. Na odpowiednie poukładanie „klocków” trzeba dać nowemu szkoleniowcowi czasu. Dajemy go zatem.
Ale jeden aspekt, właśnie przy siatkarskim sukcesie Polaków, spokoju mi nie daje. Ostatni raz mistrzami świata byliśmy 40 lat temu. To jakże wymowne. Albo było źle w naszej męskiej siatkówce, albo dobrze, a i tak ciągle czegoś brakowało. W Bielsku-Białej brakuje natomiast systemu szkolenia młodzieży opartego o BBTS. Wszyscy zajmujący się siatkówką wiedzą to. Owszem, trenujemy dzieciaki i młodzież pod szyldem BBTS Włókniarz. Na Widoku, w warunkach – nazwijmy to – w miarę przyzwoitych. Z BBTS-em, tym plusligowym, ma to jednak tyle wspólnego, co – niestety – hala pod Dębowcem z przygotowaniami do sezonu bielskich siatkarzy. Najzdolniejsi chłopcy, perspektywiczni, naprawdę rokujący trafiają do Częstochowy, Jastrzębia, itd. Współpraca między „BBTS-ami”? Temat rzeka. Fakt faktem, że mimo kilku prób rozwiązania sytuacji nie znaleziono konsensusu. O co chodzi? Odpowiedź jest chyba oczywista.
Nie pojmuję, że przez tyle lat I-ligowych nic w tej materii nie ruszyło. Młodzież tego BBTS-u z PlusLigi istnieje – jak to się mawia ostatnio – tylko teoretycznie. Ekipa grająca w Młodej Lidze to nic innego, jak pospolite ruszenie. Dla mnie, w takiej formie, jak miało to miejsce w sezonie ubiegłym – sztuka dla sztuki. Klub pożytku nie ma ŻADNEGO. Jeśli z tej grupy wyłoni się zawodnik na miarę PlusLigi, to ktoś albo okaże się życiowym szczęściarzem, albo osiągnie wyczyn szyty na miarę sukcesu „biało-czerwonych”. Dopóki ktoś nie uświadomi sobie, że to fundament i trzeba w którymś momencie „uciułać” kasę na szkolenie siatkarskiego narybku, zająć się tym na poważnie, to będziemy wymieniać skład w 60 procentach, może 70.
A co, jeśli swego rodzaju eksperyment z Piotrem Gruszką nie powiedzie się i władze ligi jednak „zgaszą światło” w Bielsku-Białej? Wtedy będzie się mówiło o przetrwaniu. Gwarantuję, że nie o przyszłości BBTS-u opartej o wychowanków. Chciałbym wiedzieć czy jest na to pomysł, czy ma go BBTS, osoby decyzyjne i zarządzające klubem? W stolicy Podbeskidzia na siatkarskie sukcesy chłopaków czekamy już długo. Bez młodych talentów, bo wielkiej kasy jakoś nie widać, „chude” lata są przesądzone.
Marcin Nikiel Redaktor Naczelny Portalu SportoweBeskidy.pl