Cóż z tego, że goście przez większość meczu byli zespołem lepszym? Cóż z tego, że zdołali sobie wypracować takie okazje, które winny przysporzyć im maksymalnej zdobyczy punktowej? W coraz bardziej dramatycznej batalii o utrzymanie w IV lidze musieli rywala pokonać, aby próbować wydostać się „nad kreskę” i długo sporo robili, aby cel zrealizować...

Pierwsza połowa to przewaga Drzewiarza, któremu przyszło egzekwować sporo rzutów wolnych i kornerów w bliskości pola karnego. Po jednym ze stałych fragmentów bramkarza MKS-u sprawdził Adrian Pindera, ale uderzeniu brakowało dokładności. W 43. minucie to miejscowi wykonywali rzut rożny, ale jasieniczanie wyprowadzili wzorcową kontrę. Konrad Bukowczan dograł w jej najważniejszym momencie do Luana Parany Nunesa, który potwierdził dobrą dziś dyspozycję uderzeniem na wagę prowadzenia 1:0 do szatni.

Tuż po powrocie drużyn na murawę piłkarze Drzewiarza mogli zrobić poważny krok do wyjazdowego zwycięstwa. Bukowczan został sfaulowany w obrębie „16”, sam podszedł do wyegzekwowania rzutu karnego, ale... próba owa była zbyt sygnalizowana i padła łupem golkipera lędzinian. – To się na nas zemściło. Mogliśmy nabrać wiatru, a tak sami podcięliśmy sobie skrzydła – komentuje Ryszard Kłusek, trener ekipy z Jasienicy.

Przyjezdni w 66. minucie nie upilnowali Marka Todorskiego, który w zamieszaniu powstałym po kornerze z 5. metrów pokonał Marcina Kubinę. Kwadrans później było już bardzo źle, bo w ponowionym zagraniu piłka trafiła pod nogi Mateusza Śliwy, który doskonale wiedział co z nią zrobić. Drzewiarz spotkania jednak nie przegrał. W ostatniej akcji meczu wyprawę w kierunku „świątyni” MKS-u podjął Kubina i to on po rzucie rożnym Adama Grygiera i zgraniu Tomasza Gomoli atomowym uderzeniem dał gościom wyrównanie. Punkt ten to wartość...? – Niestety niewielka, tabela nie kłamie – dodaje zmartwiony szkoleniowiec outsidera IV ligi śląskiej, grupy 2.