- Złapaliśmy ważny tlen na kolejną część rundy. Siedziała w naszych głowach waga tego meczu i do momentu zdobycia pierwszej bramki było z tego powodu trochę nerwowości w naszych poczynaniach nerwowości. Później już jednak "poszło" - zaznacza Szymon Waligóra, trener LKS-u. 

 

O pierwszych 30. minutach meczu można rzec, iż się odbyły. LKS miał optyczną przewagę, lecz nie potrafił jej spożytkować w postaci sytuacji bramkowej. Do czasu. Wynik meczu otworzył Filip Handy, który skorzystał z dośrodkowania Andrija Apanchuka i uderzeniem z woleja wpakował piłkę do siatki. Chwilę później LKS prowadził już 2:0, gdy Kacper Kaspera trafieniem spuentował dwójkową akcję z Patrykiem Świniańskim. 

 

Piłkarze z Czańca nie zamierzali spuszczać z tonu także po przerwie, tylko kontynuowali ofensywny napór na bramkę MKS-u. W 50. minucie Bartłomiej Borak zamienił na gola dośrodkowanie z rzutu rożnego A. Apanchuka. Niespełna kwadrans później LKS prowadził 4:0, a trafienie ponownie fetował Handy, który został obsłużony dobrym podaniem od A. Apanchuka. O rozmiarze wyjazdowego skalpu zespołu z Czańca przesądziła bramka Patryka Bochyńskiego z 79. minuty.