– Dobrze ten mecz się dla nas układał, ale zabrakło jednak agresywności w ważnych momentach. Inna sprawa to wiara we własne umiejętności, której zawodnicy bardzo potrzebują. Jeżeli uda się do nich dotrzeć, to przy cierpliwej pracy, jaką wykonujemy, ta w dużej mierze nowa drużyna pójdzie do przodu – to pomeczowe słowa Jarosława Kupisa, szkoleniowiec czechowickiej drużyny, dziś bezwzględnie rozczarowanej końcowym rozstrzygnięciem konfrontacji z Orłem Łękawica.

MRKS prowadzenie obejmował w 3. i 16. minucie potyczki. Najpierw finalizacji dokonał Konrad Bukowczan, a ponowny zapas swojemu zespołowi dał z rzutu karnego Szymon Kubica, wymierzając sprawiedliwość po faulu na Bartłomieju Ślosarczyku. Za każdym razem Orzeł ripostował trafieniami Sebastiana Pępka. Druga połowa to już wyłącznie zyski gości, w tym ustawiający przebieg rywalizacji Kamila Małolepszego po pechowym z perspektywy czechowickiej rykoszecie. Wynik ustalił w 68. minucie Kamil Gazurek, gdy piłkarze MRKS-u usiłowali znaleźć sposób na sforsowanie defensywy ekipy z Żywiecczyzny.

Czy miejscowi mogli wywalczyć co najmniej punkt? Jak najbardziej. – Nasze proste błędy w obronie są bezlitośnie wykorzystywane, a sami w każdym meczu notujemy po kilka zaprzepaszczonych sytuacji – opowiada Kupis, przywołując „setki” Bukowczana i Wojciecha Bielca na „kontakt”, gdy przyjezdni prowadzili 4:2.