SportoweBeskidy.pl: Tylko 3 punkty zdobyła Wisła w 4 meczach otwierających sezon. Nie takiego początku zapewne w Strumieniu oczekiwano?
Paweł Szpilarewicz:
Wszyscy spodziewaliśmy się, że nasze wyniki będą lepsze. Apetyty były duże po zakończeniu ubiegłego sezonu, w którym wygrywaliśmy niemal mecz za meczem. Już w trakcie przygotowań zmagaliśmy się z perypetiami natury kadrowej. Z kontuzjami borykali się chociażby nasi podstawowi boczni obrońcy. Urazów było więcej i nie miały one podłoża boiskowego, bo piłkarze odnosili je w pracy. Mieliśmy więc ogromnego pecha. Do tego doszły wakacyjne wyjazdy zawodników. W takiej sytuacji personalnej trudnego startu rozgrywek właściwie się spodziewałem.

SportoweBeskidy.pl: A transfery? Tych było latem aż 6 i bynajmniej nie trafili do klubu zawodnicy anonimowi...
P.Sz.:
Kilku piłkarzy do nas rzeczywiście dołączyło, ale z nich tylko Dawid Bluck był na tyle zdrowy i gotowy do sezonu, aby grać w pierwszym składzie. A przecież przychodził do Strumienia z Puńcowa, gdzie był głównie zawodnikiem rezerwowym. Pozostali nowi piłkarze w naszym zespole albo nie trenowali, albo też przebywali na urlopach. Trudno więc tu mówić o realnych wzmocnieniach, przynajmniej na ten moment sezonu. Kiedy wrócą do gry i pełni sił na pewno ich wpływ na drużynę zwiększy się.

SportoweBeskidy.pl: Uważa pan, że został zwolniony zbyt wcześnie?
P.Sz.:
Chciałem dokończyć rundę, bo miałem pomysł na wyjście z kryzysu, w którym się znaleźliśmy. Za 2-3 tygodnie dysponowalibyśmy pełnym składem, co bez wątpienia pozwoliłoby szybko poprawić jakość w defensywie. Wszyscy widzieli, że właśnie „w tyłach” mamy największe braki, a ilość straconych goli była tego potwierdzeniem.
Uważam, że ktoś niestety nie wytrzymał ciśnienia i spojrzał na drużynę tylko przez pryzmat „gołych” rezultatów. Warto było przyjrzeć się sytuacji nieco bardziej szczegółowo, bo ta ocena nie może być jednoznacznie zła. Jestem rozczarowany startem sezonu, ale też trochę rozżalony, że zbyt szybko nas skreślono.


SportoweBeskidy.pl: Drużyna ma więc znacznie większy potencjał, niż wskazuje na to lokata w „ogonie” tabeli ligi okręgowej?
P.Sz.:
Jak najbardziej ten zespół ma duże możliwości i wierzę, że w optymalnym składzie je pokaże. Będę mocno kibicował mojej byłej już drużynie w dalszej części sezonu. Wisła spokojnie może zameldować się w górnej połowie ligowej tabeli. Udało się tu stworzyć fajny kolektyw, a nie było to wcale łatwe. Przypomnę, że latem ubiegłego roku w Strumieniu pojawiło się aż 10 nowych zawodników. Mimo takiej rewolucji w „cuglach” awansowaliśmy.

SportoweBeskidy.pl: Co z panem? Powrót do piłki seniorskiej możliwie szybko z wnioskami wyniesionymi ze Strumienia?
P.Sz.:
Chciałbym, żeby tak było. Pracuję z młodzieżą w Jastrzębiu, ale do trenowania drużyny seniorskiej niewątpliwie będę chciał wrócić. Mam do siebie pretensje, że nie wszystko zrobiliśmy na „maksa”. Jest coś, co można było zrobić lepiej. Na fali bardzo udanych występów w A-klasie daliśmy się trochę za bardzo ponieść. Patrząc z perspektywy czasu sądzę, że latem chyba zbyt słabo pracowaliśmy nad niektórymi elementami.