Jesienią Spójnia była w stanie Podbeskidzie II ograć w stosunku 2:0. Wolę wzięcia rewanżu goście dzisiejszego meczu wykazali już w premierowym kwadransie. W 3. minucie podopieczni Dariusza Kłusa otrzymali poważne ostrzeżenie. Czujność Patryka Paweli sprawdził Bartosz Czader, a dobitka Dawida Polkowskiego z kąta obiła słupek. Można rzec zatem bez cienia przesady, że na bramkę zanotowaną w 11. minucie bielszczanie zapracowali. Po wrzucie z autu Polkowski poradził sobie z zawodnikami Spójni, odegrał do Giorgi Merebaszwiliego, który wybornej okazji zmarnować nie mógł.

O ile otwarcie należało do rezerw Podbeskidzia, tak do końca premierowej połowy landeczanie posiadali inicjatywę. Wypracowali sobie również kilka dobrych sytuacji, by doprowadzić do wyrównania. Wspomnieć należy o strzale Daniela Sobasa, który został zastopowany na linii strzału przez... Filipa Moiczka, nieudanej próbie Mateusza Skrobola na wślizgu do pustej bramki, uderzeniach Marcina HabdasaWojciecha Pisarka czy wreszcie „pudle” Sobasa z 5. metrów ponad poprzeczką. – Nasza reakcja na stratę gola była jak najbardziej właściwa. Nie zrobiliśmy natomiast tego, co powinniśmy w kilku dobrze zapowiadających się akcjach – podkreśla trener miejscowych.

Spójnia dopięła jednak w końcu swego. Wprowadzony na murawę nieco wcześniej Karol Lewandowski zdecydował się w 57. minucie na strzał z niemal 30. metra, błąd popełnił Szymon Brańczyk, który piłkę przepuścił pod rękami i tak oba zespoły znów drogę do odniesienia wygranej miały identyczną. Kluczową w tym aspekcie okazała się strata piłki gospodarzy, po czym pozostawiony w okolicy „16” Bartosz Marchewka uderzeniem od słupka zaskoczył Pawelę. Była 72. minuta meczu i... sporo jeszcze czasu na kolejny pościg ekipy z Landeka. Wszelkim wysiłkom ofensywnym Spójni brakowało odpowiednich decyzji bądź precyzji w kluczowych momentach. Lewandowski czy Miłosz Misala byli najbliżej tego, aby doprowadzić do podziału punktów w sobotnie popołudnie.

– W mojej ocenie to zasłużone zwycięstwo. Graliśmy mądrze, dzięki czemu uchroniliśmy się przed stratą bramki, gdy przeciwnik mocno naciskał – zaznacza Adrian Olecki, szkoleniowiec Podbeskidzia II. Inne nastroje – to wobec wciąż skromnego wiosennego dorobku punktowego – panowały w Landeku. – Szkoda, bo punkty znów uciekły. Zabrakło nam trochę pazerności w finalizacji, nie wykorzystaliśmy także doświadczenia będącego po naszej stronie, a niektórzy piłkarze zagrali jednak dziś poniżej swojego potencjału – podsumowuje Kłus.