Tym niemniej goście zanotowali doskonały start potyczki. Już w pierwszej akcji Rafał Dawidek przechwycił piłkę, zagrał ją przed bramkę, gdzie jeden z obrońców przeciwnika zaliczył „swojaka”. Gdyby nie ten feralny strzał, to finalizacji wyczekiwał w pobliżu „świątyni” Maciej Skęczek. Tuż po upływie kwadransa zrobiło się 2:0 dla KS Bestwinka. Bartosz Prymula sprytnie piętką obsłużył Bartosza Adamowicza, który w sytuacji „oko w oko” z golkiperem bez trudu podwyższył prowadzenie swojej drużyny. – Weszliśmy bardzo dobrze w mecz, ale chyba podziałało to na zespół zbyt uspokajająco. Przysnęliśmy w defensywie zaraz po drugiej bramce, a później za głęboko się cofnęliśmy – komentuje trener przyjezdnych Wojciech Lisewski.
 



Istotnie w 17. minucie piłkarze Piasta złapali kontakt, gdy defensorzy KS Bestwinka pomylili się przy zakładaniu pułapki ofsajdowej. Jeszcze przed przerwą stan zdobyczy wyrównał się, a to zupełnie „otworzyło” rywalizację po powrocie na boisko. Reprezentant bielskiego podokręgu mylił się jednak „w tyłach” ze znacznie większą częstotliwością, a strat bramkowych po błędach z 62. i 70. minuty odrobić się nie udało. Wprawdzie w 83. minucie Prymuli podaniem otwierającym drogę do siatki zrewanżował się Adamowicz, a goście zbliżyli się do przeciwnika, to w 88. minucie bierunianie przypieczętowali triumf w stosunku 5:3.

Rozdział punktowy mógł być inny, ale kilka dogodnych szans ekipa z Bestwinki zaniechała, by wspomnieć podanie Dawidka i „setkę” gubiącego futbolówkę Skęczka. – Sporo było takich sytuacji, gdy uwalnialiśmy się spod pressingu rywala i potrzebowaliśmy tylko podania w tempo z odpowiednią siłą. Albo z tym jednak zwlekaliśmy, albo czyniliśmy to niedokładnie – opowiada szkoleniowiec pokonanych. – Przegraliśmy po otwartym meczu, w którym nie byliśmy dostatecznie skuteczni – dodaje Lisewski.