
Straty odrabiali, aż w końcu nie podołali
Ciekawy mecz z perspektywy kibicowskiej rozegrały w czwartkowy wieczór ekipy z Radziechów oraz Strumienia.
Scenariusz meczu nakreślony w jego premierowych 2 kwadransach był bliźniaczy dla reszty spotkania. W 15. minucie przyjezdni ze Strumienia wykorzystali kornera. Najlepiej odnalazł się w owym stałym fragmencie Artur Miły, który lewą nogą z okolic „16” posłał piłkę wprost do bramki GKS-u. Odpowiedzią „Fiodorów” było dogranie Michała Motyki i tyleż skuteczna, co i efektowna przewrotka Bartosza Kusa, dająca miejscowym wyrównanie w 25. minucie. Było ono skądinąd w pełni zasłużone, wszak szans dogodnych w tym fragmencie spotkania podopieczni Sebastiana Gruszfelda stworzyli sobie więcej. Kus już na wstępie meczu sprawdził golkipera Wisły, blisko powodzenia był też główkujący Motyka, a bodaj najdogodniejsza z okazji zaprzepaszczonych to ta, gdy przed bramkę dokładnie podał Adrian Dobija, lecz Patryk Pawlus w sposób sobie wiadomy w futbolówkę nie trafił.
Lepiej w drugiej części wyglądali przyjezdni. Sytuacje jednak w obrębie „świątyni” GKS-u marnowali – m.in. 2-krotnie dobrze radził sobie Wojciech Barcik, broniąc próby Dawida Gizlera oraz Puzonia. W 70. minucie z asysty Pawlusa mógł za to uczynić pożytek Dobija, ale będąc na 11. metrze posłał futbolówkę nad celem. Strumienianie w 72. minucie w egzekucji już nie zawiedli. Łukasz Mozler doskonale uderzył z rzutu wolnego obok muru. Barcik z interwencją nie zdążył, przez co kosztowny okazał się wcześniejszy faul Deiversona Limy względem Jakuba Puzonia. I tym razem błyskawicznie radziechowianie przeciwnika doścignęli. Lima przeniósł przytomnie ciężar gry do Motyki, który uderzył lewą nogą od słupka z bramkowym efektem. Podział punktów w Radziechowach? Zapobiegł mu napastnik gości Bartosz Wojtków, który kontrę wykończył tak, jak na rasowego snajpera przystało. Mimo minut doliczonych kolejnego zwrotu akcji nie było...
– Nie idzie nam to tak, jakbyśmy chcieli. Ponownie przegrywamy jedną bramką, gdy fizycznie wyglądamy dobrze. Momentami zabiegaliśmy przeciwnika, ale nic nie dało nam to w końcowym rozrachunku – mówi trener pokonanych gospodarzy.
– Zwycięstwo mamy, ale znów wyszedł mankament, który nam wiosną towarzyszy. Po strzelanych bramkach szybko tracimy i musimy ciężko walczyć o odzyskiwanie prowadzenia – analizuje Mateusz Szatkowski, szkoleniowiec Wisły.