
Sukces, który rodził się w bólach
Perspektywa tabeli i znaczącej w niej różnicy między zespołami z Wisły oraz Węgierskiej Górki, okazała się złudna na boisku.
Wiślanie solidnie musieli się namęczyć, aby podtrzymać zwycięską passę. Dość wspomnieć, że jedyna dla nich zdobycz to dzieło... defensora Metalu Łukasza Krutaka. Bardziej jednak stracony gol z 58. minuty obciąża konto golkipera gospodarzy Kacpra Białka, który źle obliczył lot piłki zgranej głową przez kolegę z drużyny. W sytuacji zatem, która nie zwiastowała gola dla faworyta, nastąpiło rozstrzygnięcie potyczki.
– Ciężko nam cokolwiek w tym meczu przychodziło. Rywal postawił nam wysoko poprzeczkę, a sami sobie też nie pomagaliśmy – oznajmia Marcin Michalik, szkoleniowiec drużyny z Wisły, która mecz kończyła w osłabieniu, bowiem w 80. minucie „cegłę” obejrzał Piotr Kweczlich. Przyjezdni byli stroną przeważającą. W pierwszej połowie Białek bronił uderzenia Kamila Janika czy Daniela Bujoka, po pauzie kilka akcji WSS zwiastowało łup strzelecki, lecz za każdym razem brakowało decydującego podania.
Outsider i tym razem pozostawił po sobie korzystne wrażenie. Przed przerwą mogli wykorzystać kornera, gdy futbolówka spadła pod nogi Dominika Juraszka, ale ten nie miał konceptu na zaskoczenie Kacpra Fiedora. Golkiper WSS sparował z kolei soczyste uderzenie Dawida Pawlusa. Najlepsza sposobność na bramkę w drugich 45. minutach to szarża Kordiana Mozola, któremu piłka odskoczyła, przez co napastnik nie stanął „oko w oko” z Fiedorem.
– Druzgocące jest to, w jaki sposób to spotkanie przegraliśmy. Wszyscy widzieli, że absolutnie tak stać się nie musiało. To był nasz dobry występ, z dużą konsekwencją w grze – mówi Zbigniew Skórzak, szkoleniowiec Metalu.