SUMA SZCZĘŚCIA RÓWNA SIĘ ZERO?
„Parkietowa” odmiana piłki nożnej, zwana futsalem, popularnością znacznie ustępuje odmianie „trawiastej”. Wśród klubowych, boiskowych rozgrywek prym wiedzie Liga Mistrzów, w której próżno szukać przedstawiciela naszego kraju od lat... szkoda wspominać. Futsalowi mistrzowie również rywalizują o palmę pierwszeństwa na Startym Kontynencie, mają swoją Ligę Mistrzów, a my powody do satysfakcji.
Mistrzowie Polski z Cygańskiego Lasu odbyli wczoraj pierwszy trening po powrocie z Rygi. Niedosyt pozostał, był widoczny na ich twarzach. O tym co się wydarzyło w minioną niedzielę muszą jak najszybciej zapomnieć, wszak przed nimi kolejne wyzwanie – obrona tytułu. Rekord Bielsko-Biała w stolicy Łotwy rywalizował z najlepszymi zespołami Gruzji, Bułgarii oraz gospodarzami turnieju Main Round UEFA Futsal Cup. Ten etap rozgrywek można porównać do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Drużyna Adama Krygera rozpoczęła od zwycięstwa, 4:0 z Iberią Star Tbilisi było wymarzonym początkiem. W pojedynek z łotewskim FK Nikars weszła dobrze, prowadziła 1:0, w dalszej fazie gole zdobywali jednak tylko gospodarze, w sumie trzy. Po zwycięstwie zapewnili sobie awans do Elite Round – dwie najlepsze drużyny grały dalej.
„Rekordziści” w ostatnim dniu zmagań rozegrali swój mecz finałowy, do pojedynku z Grand Pro Warna przystąpili z handicapem. Wobec lepszego stosunku bramkowego, remis oznaczał dalszą przygodę z futsalową Ligą Mistrzów. Owego celu osiągnąć się nie udało. Jeśli można mówić o niesprawiedliwych porażkach, to takiej właśnie Rekord doznał w konfrontacji z Bułgarami. Przeciwnik na wstępie meczu otworzy wynik, z każda upływającą minutą coraz mocniej skupiał się na obronie. Mistrzowie Polski dążyli do wyrównania, posiadali inicjatywę, ale nie potrafili znaleźć sposobu na sforsowanie zasieków rywala. W ostatnich dziesięciu minutach panowali na parkiecie niepodzielnie, trudno uwierzyć w to, iż nie wykorzystali żadnej z wypracowanych okazji. Fenomenalnie bronił Ismet Hadjiev, sprzyjało mu także szczęście, gdy nie był w stanie interweniować skutecznie albo w sukurs przychodziły mu słupek i poprzeczka, albo bielszczanie nie trafiali w światło bramki. Zanotowali w całym meczu 44 próby pokonania golkipera, oddali 10 strzałów celnych, 25 niecelnych, 9 uderzeń zablokowali rywale. Dla porównania statystki zespołu z Warny prezentują się następująco – 15-9-5-1. Bułgarzy byli lepsi tylko w jednej, tej najważniejszej...
Mistrzom Polski podczas Main Round szczęście nie sprzyjało, raczej prześladował pech. Tuż przed wylotem do Rygi kontuzje wykluczyły z turnieju Pawła Machurę oraz Douglasa. W pojedynku z gospodarzami nie wystąpili Andrzej Szłapa oraz Jan Janovsky, w decydującym o awansie Kamil Kmiecik i Radek Polasek. Cała czwórka pauzowała w poszczególnych spotkaniach ze względu na nadmiar żółtych kartek. Wspomnianego szczęścia zabrakło „rekordzistom” w końcówce meczu z Grand Pro Warna. Inaczej ułożona stopa strzelca, uderzona o kilka centymetrów w inną stronę futbolówka, o sekundę spóźniona reakcja bramkarza... to nie miało miejsca, dlatego przygoda z Ligą Mistrzów zakończyła się w Rydze.
Mogła natomiast zakończyć się dużo wcześniej, w Bielsku-Białej. Rekord przed własną publicznością wywalczył awans do Main Round w okolicznościach nietuzinkowych. Kibice, trenerzy, zawodnicy, wszyscy na długo zapamiętamy strzał Radka Polaska na dwie sekundy przed końcem meczu. Gospodarze musieli pokonać FC Ilves Tampere – wówczas to Finów urządzał remis. Ta sztuka udała im się… rzutem na taśmę, to mało powiedziane. Ostatnia akcja meczu, ostatnia minuta, ostatnie sekundy… strzał Polaska, gol, zwycięstwo, awans! Słowa oddają tylko to, co powtarzalne… sytuacja z końcówki meczu nie wpisuje się w takowe ramy.
Po meczu zawodnicy siedzący w momencie złotego strzału Polaska na ławce rezerwowych przyznali, że był to strzał niecelny. Piłka zanim wpadła do bramki otarła się o klatkę piersiową jednego z Finów, nieznacznie zmieniła trajektorię lotu. W Rydze centymetrów i szczęścia zabrakło, w Bielsku-Białej szczęście dopisało, a centymetry zrobiły „różnicę”. Bez Bielska-Białej, nie byłoby Rygi.
Krzysztof Biłka SportoweBeskidy.pl