Sukces podopiecznej bielskiego klubu stał się faktem na dodatek w stylu, który trudno nie określić jako spektakularny. Na wstępie singlowej rywalizacji Maja Chwalińska pokonała Niemkę Larę Schmidt 6/4, 7/5. Wiedziała już wówczas, że kolejny mecz będzie dla niej nie lada testem. Sposobu na świetnie dysponowaną Polkę nie zdołała jednak znaleźć Austriaczka Tamira Paszek, która swego czasu dotarła do ćwierćfinału Wimbledonu i zajmowała 26. miejsce w rankingu WTA. Tenisistka BKT Advantage mocną rywalkę odprawiła w stosunku 7/5, 6/1.
 



Z uwagi na pogodowe perturbacje następnego dnia turnieju TF W25 w Tunezji Chwalińska rozegrać musiała aż 2 pojedynki. W obu konkurentkom nie pozostawiła żadnych złudzeń. Rozstawioną z numerem „1” Bułgarkę Isabellę Shiniakovą rozbiła 6/0, 6/2, a również 2 gemy – tyle, że przy rezultacie 6/1, 6/1 – oddała w półfinale zawodów Lisie Pigato z Włoch. Decydujący bój to starcie z notowaną aktualnie na 311. pozycji w światowym zestawieniu Francuzką Carole Monnet i... przekonująca wygrana 6/4, 6/4.

Dla Chwalińskiej, podopiecznej trenera Jaroslava Machovskiego, to pierwszy triumf singlowy od 2019 roku i zarazem sygnał powrotu do wysokiej formy, jaką prezentowała przed zdrowotnymi perturbacjami. – Po raz czwarty w karierze wygrywam zawodowy tytuł w singlu. Ten znaczy dla mnie naprawdę bardzo wiele – podkreśliła uradowana tenisistka klubu z Bielska-Białej.