Wstęp z koszmarów
Zanim na dobre rozgorzały emocje w starciu Tempa Puńców z ROW-em Rybnik, jedna z drużyn znalazła się w położeniu fatalnym.
– Zmieniłem na ten mecz ustawienie i nie odnaleźliśmy się w nim zupełnie. Jest więc powód, aby wrzucić kamyk do mojego ogródka na usprawiedliwienie postawy drużyny – zaznacza na wstępie Michał Pszczółka, trener Tempa, które w 9. minucie spotkania... przegrywało aż 0:3. – Nie było nas na boisku, pomimo tego, że przygotowani byliśmy na pozostawionych z przodu zawodników ROW-u. Założenie mieliśmy takie, aby nasze akcje kończyć strzałem albo przerywać, ale tego nie robiliśmy. I to, co działo się dziś dalej nie ma właściwie większego znaczenia, bo o odrobieniu wyników nie było mowy – dodaje obszernie szkoleniowiec puńcowian.
Nadzieje beniaminka na krótką chwilę odżyły w 35. minucie, gdy Kamil Adamek dobił strzał Tomasza Stasiaka z dystansu. Ale już w 38. minucie gol numer 4 gości w następstwie próby zza „16” definitywnie emocje zamknął... – Przebywaliśmy w drugiej części na połowie przeciwnika, sytuacje bramkowe nawet się pojawiły, ale efekt końcowy jest taki, że znów straciliśmy niestety sporo goli – opisuje Pszczółka.