Goście zanotowali wymarzony start meczu. Już po upływie kilku minut mieli na koncie aż 3 strzały celne – Huberta MasnegoJakuba Sołtysika przy okazji stałych fragmentów, a także ten najważniejszy, bo bramkowy. Gabriel Duraj obsłużył w obrębie „16” Rafała Duraja, który dał Borom prowadzenie. Szybko jednak potyczka się wyrównała. Ekipa z Pietrzykowic dążyła do powiększenia zaliczki, czego najbliżej byli uderzający nad poprzeczką Adrian Dobija oraz główkujący Marcin Gustyński. Na wyrównanie zanosiło się za to, gdy z 10. metrów obok celu piłkę posłał Krzysztof Kałuża, czy wobec wrzutki Krystiana Stracha i centymetrów, jakich do szczęścia zabrakło Sebastianowi Juroszkowi.
 



Wynik kontaktowy sprawiał, że i po pauzie obie drużyny miały o co walczyć, a wobec powyższego emocje trwały do samego końca czasu gry. Ambicja LKS-u Pogórze została nagrodzona w 74. minucie. Sędzia przepuścił starcie z udziałem zawodników obu ekip, którego nie zakwalifikował jako przewinienie, Daniel Madzia umiejętnie dograł do K. Stracha, a ten mimo asysty obrońcy Borów zachował się na tyle przytomnie, by dać gospodarzom upragnionego gola. Ta akcja ustaliła rezultat na zgodnie remisowy, choć przyznać trzeba, że trafień rewanżowe 45. minut mogło przysporzyć więcej. K. Strach ostemplował poprzeczkę, lepiej przy wypadach swojego zespołu mogli zachować się Juroszek i Krystian Danel, z kolei najbliżej powodzenia w przypadku Borów byli Andrzej HulaMateusz Bogdał, których strzały bronił Marcin Nawrocki.

Miejscowych zdobycz ukontentowała o tyle, że faktem stał się ich skuteczny pościg przez większą część spotkania, oraz powstrzymanie rywala wyżej notowanego w tabeli. Pietrzykowiczanom towarzyszył zaś bardziej zrozumiały niedosyt. – Chcieliśmy się przełamać, bo dawno nie czuliśmy smaku zwycięstwa. Smutek w szatni po meczu był więc widoczny. Powinniśmy wyciągnąć więcej z tego wyjazdu – stwierdza Sebastian Gruszfeld, szkoleniowiec Borów.