Nic nie zwiastowało tego, że „rekordzistki” oraz zawodniczki Orlenu Gdańsk spędzą 15-minutową pauzę w nastrojach zgoła odmiennych. Przez ponad 2 kwadranse konfrontacji w Cygańskim Lesie trwała wyrównana walka, a objęcie prowadzenia przez gospodynie nie jawiło się jako scenariusz nierealny. Optymizmem „powiało” zwłaszcza po akcjach Klaudii Olejniczak, których sfinalizować nie zdołały Maja SzafranDaria Długokęcka. To, co wydarzyło się jednak od 36. minuty aż do gwizdka oznajmiającego półmetek spotkania, pozbawiło piłkarki Rekordu większych złudzeń. Najpierw drogę do siatki znalazł strzał od słupka Vanessy Mazur, a niejako następstwem owego ciosu był „dwupak” Jagody Szewczuk.

– Popełniliśmy niestety bardzo kosztowne błędy, które napędziły przeciwnika. Szkoda o tyle, że wcześniej, ale i na przestrzeni drugiej połowy, realizowaliśmy nasz plan skrupulatnie. Cały ten wysiłek w kilka minut został zaprzepaszczony – opowiada Mateusz Żebrowski, szkoleniowiec Rekordu.

W bielskiej szatni entuzjazmu podczas przerwy trudno było się dopatrywać. Ale kiedy w 63. minucie Julia Gutowska po odbiorze futbolówki popisała się idealnym wykończeniem, miejscowe zwietrzyły swoją szansę. Jak potoczyłyby się losy meczu, gdyby nieco lepiej w obrębie pola karnego gdańskiej drużyny zachowała się Gutowska, a strzał Esther Sunday nie padł łupem bramkarki Orlenu? Tego już się nie dowiemy, za to fakt niezaprzeczalny to wynik końcowy – ten na 4:1 dla faworytek ustaliła w 88. minucie strzałem z dystansu Alyssa Frazier.

„Rekordzistkom” przyjdzie zatem szukać zdobyczy w kolejnych spotkaniach, które będą bez wątpienia wymagające, ale i w nich można pokusić się o „coś” dla siebie. – Co kolejkę przekonujemy się, że w tej lidze dyspozycja dnia ma ogromne znaczenie. Szukamy pozytywów w naszej grze i na nich opieramy optymizm – tłumaczy Żebrowski.