Goście z Puńcowa trofeum zgarnąć mogli dziś po raz 3. z rzędu, ponownie czyniąc to kosztem Beskidu. W skoczowskich szeregach dało się więc odczuć motywację przed ciekawym finałem, a i atut własnego boiska miał być czynnikiem dodatkowo utrudniającym zadanie IV-ligowcowi. Z obustronnych aspiracji, by jesień zakończyć przyjemnym akcentem zrodził się mecz ciekawy z kibicowskiej perspektywy i... radosny dla tych wspierających żądny rewanżu Beskid.

Prowadzenie w nim zdobył zespół jednak faworyzowany. Stało się to dość szybko, bo w 11. minucie po strzale Pawła Leśniewicza, niedopilnowanego odpowiednio przez defensorów Beskidu. Po zdobyciu zaliczki przyjezdni wcale inicjatywy nie przejęli, tak, jak i reprezentant „okręgówki” niekorzystnym obrotem spraw się nie załamał. Najlepiej potwierdza to zresztą odmiana wyniku, jaka nastąpiła zanim nadeszła przerwa. W 29. minucie z prawego skrzydła dośrodkował Kacper Zątek, a w pobliżu bramki najlepiej odnalazł się Marcin Jaworzyn, który pokonał Zbigniewa Huczałę. Ponownie futbolówka w siatce zatrzepotała w 38. minucie. Zarówno asystent, jak i strzelec – byli ci sami, choć akcję skoczowianie przeprowadzili dla odmiany z lewej flanki. Ich nieznaczna zaliczka była o tyle zasłużona, że jeszcze uderzenia Krzysztofa SurawskiegoMieczysława Sikory nieznacznie mijały cel. Zespół z Puńcowa pokazał z kolei, że z walki o triumf tak łatwo nie zrezygnuje. W 42. minucie „centrę” Damiana Szczęsnego z rogu boiska zwieńczył strzał Adama Morysa, który znakomicie wybronił Konrad Krucek.

Spotkanie miało przebieg ciekawy również po powrocie obu drużyn na murawę. W 56. minucie zawodnikom Beskidu znów dane było się cieszyć ze zdobyczy, bo Jakub Małkowski piłki pozbył się w taki sposób, że ku ogólnemu zaskoczeniu trafiła do siatki niesygnalizowanym strzałem. Po godzinie „z okładem” rezultat powtórnie zrobił się „ciasny”. Pod bramką skoczowską przytomnością wykazał się Maciej Rucki, który głową przywrócił swojej drużynie nadzieję. Dążenia IV-ligowca do wyrównania, finalnie bezowocne, były dostrzegalne w przebiegu gry. W 81. minucie przed szansą stanął Rucki, ale golkiper gospodarzy zachował się bez zarzutu. W doliczonym czasie do rzutów karnych omal nie doprowadził Kamil Adamek, który z bliskiej odległości trafił w K. Krucka, a w zamieszaniu żaden z jego kolegów nie był w stanie dokonać egzekucji. Inna sprawa, że i podopieczni Bartosza Woźniaka groźnie kontrowali, m.in. w 84. minucie uderzenie Jakuba Krucka w ostatniej chwili zastopował Arkadiusz Szlajss.