W ostatnim tegorocznym odcinku naszej STREFY WYWIADU rozmawiamy z Aleksandrem Juraszkiem, wiceprezesem GKS-u Radziechowy-Wieprz, aktualnego beniaminka IV ligi śląskiej.

juraszek aleksander gksWiceprezes Aleksander Juraszek (po prawej) na trybunie stadionu w Radziechowach w towarzystwie byłego wójta gminy Grzegorza Figury.

SportoweBeskidy.pl: Patrząc na jesienne zmagania IV-ligowe, jaki to świąteczny okres w Radziechowach? Aleksander Juraszek: Święta są raczej spokojne, bo nikt nie zakładał, że będziemy mieli sytuację tragiczną. Mamy świadomość tego, że mogliśmy zgromadzić więcej punktów i być w środku tabeli. Ale też dobrze, że jest tak, jak jest, bo to nas nie uśpi podczas zimowych przygotowań. Jesteśmy w dużo lepszej sytuacji aniżeli Spójnia Landek po awansie w zeszłym sezonie. Mówiłem przed rundą wiosenną ligi okręgowej, kiedy przystępowaliśmy do rewanżów z pozycji lidera, że możemy patrzeć tylko na siebie. Teraz sytuacja wyjściowa, by cel utrzymania osiągnąć jest dobra i trochę podobna. Koncentrujemy się bardzo na tym, by dołożyć do drużyny jakości, bo wszystko jest de facto w naszych nogach i głowach. W tej rundzie nie brakowało zawodników, którzy wyróżniali się w zespole GKS-u, jak Łukasz, Szymon i Marcin Byrtkowie, Maksymilian Celej. Solidnością odznaczali się doświadczeni piłkarze – Piotr Trzop, Przemek Suchowski i Marek Noga, a młodzieńczą fantazję do zespołu wnieśli Mateusz Janik i Artur Dziedzic.

SportoweBeskidy.pl: W wielu meczach zespół GKS-u był równorzędnym przeciwnikiem nawet dla bardziej doświadczonych ekip. Nie było brutalnego zderzenia z rzeczywistością... A.J.: Jak sama runda jesienna wskazuje, lepsze mecze rozgrywaliśmy z drużynami z „czuba” tabeli i zdobywaliśmy w nich punkty. Jako jedyni nie straciliśmy bramki z liderem z Bełku. Z Drzewiarzem przegraliśmy 2:3, choć mecz mógł się różnie potoczyć, z kolei Krupińskiego „zlaliśmy” u siebie 5:0. Jedyny mecz, który bardzo negatywnie wspominam to ten z rezerwami GKS-u Katowice – w upale, na sztucznej nawierzchni. Odstawaliśmy wyraźnie motorycznie w tym spotkaniu od przeciwnika. Poza tym każdy mecz był de facto do wygrania. Być może w głowach coś „siedziało” i tak kilka punktów nam uciekło. Zespół pokazał, że ma charakter i potrafi się podnieść. Na pewno więcej punktów mielibyśmy na koncie, gdyby nie trudna sytuacja kadrowa. Przed sezonem doszedł do nas Marcin Motyka, który z powodów osobistych i zawodowych musiał zrezygnować w trakcie rozgrywek. Ciężko było mu wszystkie obowiązki pogodzić z piłką. Co innego jeśli chodzi o Mariusza Kosibora, który zachował się bardzo nieodpowiedzialnie. Nie chciałbym tego tematu rozwijać, bo powinno to zostać w szatni. Te dwa ważne ogniwa wypadły i drużyna na tym na pewno ucierpiała.

SportoweBeskidy.pl: Zmienił się kierunek rozwoju klubu? Czy jest to wciąż w dużej mierze stawianie na własnych zawodników? A.J.: Wystarczy spojrzeć na zdjęcie drużyny po awansie do IV ligi. Doliczyłem się aż 11 piłkarzy z Radziechów i 2 z Wieprza. I to nie jest przypadek. Taka polityka, żeby jak najwięcej zawodników z naszej miejscowości grało w drużynie, była prowadzona od zawsze. Jest też sporo młodych piłkarzy z drużyny juniorskiej, która rok temu wywalczyła awans na kolejny szczebel ligi okręgowej. A teraz – wszystko na to wskazuje – powalczy o następny awans. Bardzo ważna i znacząca jest tu praca trenera Mariusza Kozieła, który pełni rolę szkoleniowca drużyny seniorów i juniorów. Może dzięki temu również spokojnie wprowadzać swoich młodych podopiecznych do seniorskiej drużyny. Mówiąc o naszych zawodnikach trzeba powiedzieć o braciach Byrtkach, którzy się wyróżniają. Odkąd przyszli do klubu wnieśli nowe wartości. Pokazali, że można mieć stuprocentową frekwencję na treningach, a poza tym rozwijać się indywidualnie już poza treningami. To takie dobre wzorce, z których można czerpać.

Druzyna GKS Radziechowy SportoweBeskidy.pl: Zainteresowanie piłką w Radziechowach i Wieprzu, przynajmniej patrząc na frekwencję na meczach w IV lidze, jest duże. To następstwo wspomnianej kwestii korzystania w większości z tutejszych piłkarzy? A.J.: Podczas meczów domowych faktycznie mamy wysoką frekwencję. Każdy chętnie przychodzi zobaczyć brata, kogoś z rodziny, kolegę z pracy czy sąsiada. W naszej społeczności jest to zupełnie inaczej odbierane. Pozwalamy tym najzdolniejszym chłopakom rozwijać się i realizować swoje sportowe cele. Mam nadzieję zresztą, że będą one coraz wyższe. Tu nigdy nic nie było robione na siłę, ale stabilnie, opierając to na solidnych fundamentach. Nie sprowadzamy armii zawodników z zewnątrz, ale patrząc na nasze możliwości robić konsekwentnie swoje. Jesteśmy jedynym klubem na Żywiecczyźnie posiadającym rezerwy, gdzie tak samo mogą występować zawodnicy młodsi czy rzadziej grający w pierwszym zespole. Kluby z dużo większymi tradycjami i możliwościami nie mogą się tym poszczycić. Mamy w klubie sześć drużyn łącznie. To godne podkreślenia.

SportoweBeskidy.pl: Beniaminek będzie wiosną mocniejszy? A.J.: Na pewno będziemy testowali kilku zawodników. Część zgłosiła się do klubu, że chce występować na poziomie IV ligi. Kilkoma piłkarzami jesteśmy zainteresowani od dawna. Potrzebujemy środkowego obrońcę, skrzydłowego i napastnika. Chcemy na tych pozycjach wprowadzić jakość. Po to czynimy wzmocnienia, by wiosnę mieć w miarę spokojną. Zależy nam również na wprowadzeniu większej rywalizacji w zespole. Każdy zawodnik musi walczyć o miejsce w składzie i na nie zapracować.

SportoweBeskidy.pl: Jak widzisz przyszłość klubu w nieco dłuższej perspektywie? A.J.: Istotne znaczenie ma dla klubu to, że na stadionie prowadzone są następne inwestycje. Do 15 marca 2015 roku powstanie piękne zadaszenie naszej trybuny. Będzie nowy piłkochwyt, zostanie też poszerzona płyta boiska o sześć metrów i wybudowany chodnik na całym obiekcie z dojściem do trybun. Wykonana będzie ponadto część nowego ogrodzenia. Jedyne, co pozostanie do realizacji w przyszłości to kosmetyka murawy. Sportowo chcemy stać się drużyną, która zadomowi się na stałe w IV lidze. Nie ma co wybiegać daleko w przyszłość. Zobaczymy, jak to wszystko się poukłada. O kolejnych celach będziemy mówili w czerwcu, wówczas też wyciągniemy wnioski. Klub się rozwija, to chyba każdy widzi. Małymi kroczkami idziemy do przodu i jak mówiłem robimy to bez żadnego ciśnienia. Zawodnicy grający w naszym klubie znajdują tu też przysłowiowy sposób na życie, łącząc obowiązki zawodowe z pasją, jaką jest piłka nożna. Nie ma co ukrywać, że na tym szczeblu rozgrywek trudno żyć tylko z futbolu. Wielka zasługa przez te lata rozwoju klubu pana Grzegorza Figury, który sprawował funkcję wójta przez ostatnie 8 lat. Klub zawsze wspierał i w dużej mierze dzięki przychylności wójta i rady gminy udało się wiele kwestii pozytywnie przeprowadzić.

SportoweBeskidy.pl: Dziękuję za rozmowę. A.J.: Dziękuję.

boisko radziechowy