Damian Gołębiowski: Mówią, że jesteśmy największym rozczarowaniem? I mają rację!
W Ujsołach nastroje podczas trwającej zimowej przerwy są dwojakie. Z jednej strony drużyna jesienią wypadła w rozgrywkach a-klasowych co najwyżej przeciętnie, ale równocześnie jej wyniki nie do końca odzwierciedlają zademonstrowaną grę oraz faktyczny potencjał. To wstęp do naszej rozmowy z Damianem Gołębiowskim, szkoleniowcem Muńcoła.
SportoweBeskidy: Wśród rozczarowań rundy jesiennej na Żywiecczyźnie jesteście wymieniani niemal zgodnie w pierwszym szeregu. Tymczasem najczęściej mówi się, że Muńcuł Ujsoły to w a-klasowej stawce zespół z największym potencjałem.
Damian Gołębiowski: Ja też przed rozpoczęciem sezonu mówiłem, że mamy drużynę z potencjałem na pierwszą „3”, ale byłem jednocześnie nastawiony na bicie się o pozycję lidera. Mówią, że jesteśmy największym rozczarowaniem? I mają rację! Zdajemy sobie sprawę, że tak jest – zarówno ja jako trener i zawodnicy. Ale w piłce nie wszystko jest „zerojedynkowe”. Tylko na papierze wyglądamy rewelacyjnie, ale gdzieś tam w kuluarach już nie. Miały na to wpływ jesienią różne zawirowania, co nie zmienia faktu, że była to runda słaba, a może i nawet bardzo słaba. Nie będziemy się usprawiedliwiać. Liga ma 2 rundy i nie składamy broni. Będziemy chcieli udowodnić, że ta gorsza runda nie odzwierciedla poziomu naszej drużyny.
SportoweBeskidy.pl: A te przywołane „kuluary”?
D.G.: Nie chciałbym rozkładać tego w tym momencie na jakieś drobne elementy. Chyba 3 mecze otwierające sezon zamazały obraz względem tego, do czego jesteśmy zdolni. Potem z meczu na mecz coraz słabiej to wyglądało. Ale nie chcę szukać wymówek i opowiadać, że brakowało jednego czy innego zawodnika, bo każdy zespół z jakimiś problemami musiał się mierzyć. Przyznam też, że nie do końca jestem w stanie sam powiedzieć, co rzeczywiście nie zagrało i miało największy wpływ na wyniki.
SportoweBeskidy.pl: Nie brakuje głosów, że wasza drużyna dysponuje olbrzymim potencjałem ofensywnym. Chyba nie zostało to do końca wykorzystane?
D.G.: Nie rozliczam drużyny w ten sposób, bo uważam, że całymi formacjami pracuje się na końcowy wynik – tak w ataku, jak i „w tyłach”. Natomiast nie da się zaprzeczyć temu, że w ofensywie prezentowaliśmy się lepiej i jest to jeden z niuansów składających się na naszą sytuację na półmetku ligi. Kto trochę futbolu „liznął” ten wie, że nie da się żadnej ligi wygrać ze słabą grą w obronie. Generalnie rzecz ujmując w żołnierskich słowach – „daliśmy d...”.
SportoweBeskidy.pl: Złość sportowa w zespole jest?
D.G.: Siedzi w każdym zawodniku, bo wszyscy to na swój sposób, ale jednak mocno przeżyliśmy. Ale to tylko piłka i taki poziom, że 3-4 mecze wygrane pod rząd mogą szybko dać miejsce w czołówce, a niewielka seria porażek znacznie pogorszyć położenie. Gdybyś zapytał trenerów naszych rywali, to pojedyncze będą głosy, że byliśmy słabsi. Ale już, że potraciliśmy głupie bramki, zapewne usłyszysz. Spotkania, w których przegraliśmy zasłużenie ustępując rywalom, to te ze Skrzycznem Lipowa i Maksymilianem Cisiec. Wszystkie pozostałe mogły potoczyć się inaczej. Patrząc przez pryzmat wyników, było więc słabo, ale samej gry – niekoniecznie. Zresztą, to zdziwienie naszymi kiepskimi rezultatami przewijało się w różnych opiniach.
SportoweBeskidy.pl: Czy uważasz, że wyniki są najważniejsze, a prezentowany styl ma znaczenie drugorzędne? Może w A-klasie kopanie do przodu daje lepsze efekty?
D.G.: Mówimy o piłce seniorskiej, więc wyniki są najważniejsze. Czasem jest tak, że kopiesz piłkę bez jakiegoś większego sensu, wygrywasz 5 meczów, zdobywasz 15 punktów i wszyscy mówią, że grasz fajnie i chwalą cię. Uważam, że przy takim zespole, jaki mamy, powinniśmy grać w piłkę. Bo są też zespoły, które takiego potencjału ludzkiego nie mają i dążą do tego, żeby szybko pozbywać się piłki z dala od własnej bramki. Sztuką trenera jest wtedy poukładanie tego w taki sposób, aby mimo wszystko zdobywać punkty. Jesteśmy w A-klasie, a przecież atak pozycyjny to problem nawet na poziomie Ekstraklasy. Nam też przy takiej grze przydarzały się błędy, ale efektem końcowym był stracony gol i punkty.
SportoweBeskidy.pl: Rozumiem, że sensacyjny lider z Sopotni nie może skreślać was w kontekście walki o tytuł?
D.G.: A-klasa na Żywiecczyźnie jest przede wszystkim dużo mocniejsza, niż 5 czy 10 lat temu. Z kolei „okręgówka” obecna słabsza od tej, która łączyła podokręgi żywiecki, bielski i skoczowski. Gdyby zestawić czołówkę A-klasy z drużynami z dołu tabeli ligi okręgowej, to jestem przekonany, że bylibyśmy świadkami wyrównanych meczów. Kiedy grałem w Koszarawie mieliśmy w kadrze ponad 20 zawodników. Jadąc do zespołu „X” z A-klasy wygrywało się bez problemu kilkoma golami, gdy na boisku przebywali w większości rezerwowi. Tak naprawdę to zespoły z miejsc 1-8. po rundzie jesiennej mogą jeszcze zameldować się na szczycie tabeli. Nie ma w tym sezonie drużyny dominującej, jak w poprzednich sezonach Skałka Żabnica, Stal-Śrubiarnia Żywiec czy Sokół Słotwina. Wygrywa właściwie każdy z każdym. Lider obecny stracił jesienią 12 punktów, a mógł i więcej. Faworyta nie ma i ze wspomnianej grupy kilku ekip ktoś może „wystrzelić” z formą.
SportoweBeskidy.pl: A wy przystąpicie do wiosennych gier kadrowo wzmocnieni?
D.G.: Będziemy starali się utrzymać kadrę z jesieni i przy 100-procentowym zaangażowaniu oraz różnych piłkarskich aspektach nieco lepiej wykonywanych, powinno wystarczyć. Jeśli będziemy się prezentowali tak, jak w sparingach czy początkowej fazie ligi, to możemy namieszać. Na razie każdy jest zmieszany, ale rundą, która nam nie wyszła. Może być również zimą tak, że ktoś uzna, że piłka nożna nie jest tym, co w życiu chciałby robić. Wówczas kadrowo możemy zostać osłabieni i to też scenariusz, którego nie wykluczam.