SportoweBeskidy.pl: Liderujecie stawce B-klasy Skoczów po rundzie jesiennej – niewątpliwie dla Olzy udanej, a czy spodziewanej?

Antoni Jeleń:
W sumie to ostatnie 2 lata nie były łatwe, bo spadliśmy do B-klasy, gdzie z początku nie za bardzo sobie radziliśmy. Ale spodziewałem się, że będzie lepiej, bo już w poprzedniej rundzie wiosennej graliśmy w miarę dobrą piłeczkę. Teraz zaczęliśmy przenosić to jeszcze bardziej na punkty. Ważniejsze jest jednak to, że mamy sporą grupę młodych chłopaków, z którymi można pracować i iść do przodu. To pozytywne, ale pamiętajmy, że to zaledwie poziom b-klasowy. Jeśli młodzież chce zaistnieć wyżej, to nie ma innego wyjścia, jak w tej lidze się wyróżniać. Jestem w każdym razie optymistą odnośnie tego, co nas czeka.

SportoweBeskidy.pl: A pozycja na szczycie tabeli i perspektywa powrotu do A-klasy?

A.J.:
Jasne, że jest, ale trzeba się zastanowić do czego ten awans ma finalnie doprowadzić. Jeśli robi się go na siłę i za bardzo przyspiesza, to perspektywą są męczarnie w A-klasie. Wierzę oczywiście, że my tego unikniemy, ale podstawą jest praca, a więc 3 treningi i dodatkowo mecz. To absolutne minimum, bo w przeciwnym razie zaczynają się schody. Jako trener cieszę się, że spora część młodych piłkarzy będących w Olzie podjęła rękawicę. Przez okres 2 lat mamy zawodników grających w pierwszym składzie, którzy mogą pochwalić się frekwencję na poziomie 90 procent. To jest podstawą do tego, że coś lepszego w minionej rundzie osiągnęliśmy. Zobaczymy czy chłopcy to wytrzymają, my w każdym razie nie odchodzimy od naszej filozofii.

SportoweBeskidy.pl: Jak sądzę, zimą nie zamierzacie zatem próżnować?

A.J.:
Pozostajemy w treningu do 15 grudnia w hali i na boisku. A w nowym roku spotkamy się już 4 stycznia, kiedy udamy się na turniej halowy do Drezna. Po powrocie chłopcy, którzy powinni występować w rozgrywkach juniorów pojadą na jeszcze inny turniej. Dalej mamy w planie trenować 4 razy w tygodniu. W lutym turnieje w Orlovej, gdzie zmierzymy się z mocnymi przeciwnikami. Będzie to trudny okres wytężonej pracy. Wychodzę generalnie z założenia, że ta przerwa od piłki nie może być długa, bo później okazuje się rzecz dziwna – jest prawie tyle samo grania, co czasu wolnego, a to okres bezpowrotnie dla piłkarza stracony. Zachodzimy później w głowę, jak to możliwe, że 40-milionowy kraj nie może się nijak przebić, aby coś w futbolu znaczyć. Trzeba zakasać rękawy, bez „fizyki” nie ma szans na osiąganie czegokolwiek.

SportoweBeskidy.pl: A ocena b-klasowego poziomu?

A.J.:
Z naszego punktu widzenia pozytywne było to, że graliśmy w piłkę, ale za dużo mieliśmy prostych strat, które nie powinny się zdarzać. Twierdzę, że te same zasady gry obowiązują w Pogwizdowie, na Santiago Bernabeu czy w Monachium. Jeśli ktoś ma być piłkarzem, to przy odpowiednim podejściu może do czegoś dojść. Natomiast jest tyle mankamentów na tym poziomie ligowym, że kilka godzin można by mówić i temat rozwijać. Nawet wyższe szczeble, do IV ligi włącznie, to jednak „amatorka”, a tempo gry jest jakie jest. Nie zmienia to jednak faktu, że trzeba poprawiać wydolność, szybkość, poszczególne elementy gry. Jeśli później chłopcy z niższych lig idą na testy do lepszych klubów, mają wiedzieć co robić i być do tego przygotowanym. Najważniejsze to chcieć, u nas takiego podejścia nie brakuje.

SportoweBeskidy.pl: Jest też już kilkuletnia ciągłość pracy trenera, mimo – jak zostało wspomniane – trudnych losów Olzy. W Polsce nie jest to wcale normą...

A.J.:
Zgadza się, ale szczerze? Jeśli miałbym się zastanawiać ile w danym miejscu jeszcze popracuję, to nic byśmy nie zrobili. Trochę klubów w mojej „trenerce” zaliczyłem i moim zdaniem ważne jest, aby na wstępie ustalać plan działania i to może wówczas funkcjonować przy obraniu wspólnej drogi. Mam satysfakcję, że w poprzednim klubie, w którym byłem jeden z zawodników przeszedł drogę z „okręgówki” do powołania do kadry Polski U-16. Z Olzą po spadku do B-klasy byliśmy na ostatnim miejscu w tabeli, kadra w 80 proc. jest dziś ta sama, a sytuacja zupełnie odwrotna, bo plasujemy się na czele stawki. Ale odbywa się to bez presji i przymusu, bo wszystko przyjdzie przy odpowiednim zaangażowaniu.