SportoweBeskidy: Zostałeś królem strzelców Zimowej Ligi Biznesu z 36 golami w 11. meczach. Gratulacje, imponujący dorobek - tym bardziej, że mówimy o rozgrywkach halowych, z których raczej kibice Ciebie nie kojarzą. 

Rafał Adamek: Na pewno nagroda indywidualna zawsze cieszy. Najważniejsze, że w tym momencie dopisuje mi zdrowie i optymistycznie patrzę w przyszłość. Dla mnie nie ma większej różnicy – staram się dawać drużynie jak najwięcej jakości.

 

SportoweBeskidy.pl: Twoja drużyna - Marion - została mistrzem rozgrywek. Trzeba powiedzieć, że miałeś wokół siebie też innych solidnych zawodników, jak np. Dariusz Łoś czy Marcin Czaicki. Wówczas o gole łatwiej? 

R.A.: Wykonaliśmy kawał dobrej roboty jako drużyna – zdominowaliśmy te rozgrywki, co potwierdza komplet zwycięstw od początku do końca sezonu. Nie możemy zapominać o Macieju Ruckim, Kamilu Adamku czy wcześniej wspomnianych Darku i Marcinie. Każdy z nich ma duże umiejętności piłkarskie, co na pewno ułatwia grę.

 

SportoweBeskidy.pl: Dało się po Tobie odczuć, że rozgrywki ligi biznesu przypadły Tobie do gustu i podchodziłeś do nich z dużym entuzjazmem. Czym było tym spowodowane? 

R.A.: Głód piłki u mnie widać (śmiech). Wracam po długiej przerwie spowodowanej kontuzją. Najważniejsze, żeby zdrowie dopisywało i żebym nadal mógł cieszyć się grą.

 

SportoweBeskidy.pl: Czy dzięki temu piłka nożna zaczęła się cieszyć w pewien sposób na nowo? 

R.A.: Piłkę mam we krwi od najmłodszych lat. Jak to bywa w sporcie – są lepsze i gorsze momenty.
Miałem długą przerwę spowodowaną kontuzją, ale to już za mną. Teraz patrzę w przyszłość z optymizmem.

 

SportoweBeskidy.pl: Twoja dobra postawa w tych meczach zapewne nie przeszła bez echa w środowisku stricte piłkarskim. Zimą pewnie Twój telefon był aktywny od różnych propozycji… 
R.A
.: Nie będę ukrywał – telefon wciąż jest gorący. Dla mnie najważniejsze jest teraz, aby dobrze odbudować się na boisku, i na tym się skupiam.

 

SportoweBeskidy.pl: Kiedy dołączyłeś z KSZO do Tempa Puńców wydawało się, że już na lata zostaniesz w tym klubie. W końcu był to sentymentalny powrót w rodzinne strony. Co poszło nie tak? 

R.A.: Też miałem nadzieję, że w Puńcowie zadomowię się na dłużej. Tempo to mój dom. Niestety kontuzja wyeliminowała mnie na długi czas... Z szacunku do klubu nie chciałem obciążać jego budżetu. Były też inne okoliczności, które wpłynęły na moje decyzje, ale uważam, że to, co dzieje się w klubie, powinno tam pozostać – i na tym zakończę.

 

SportoweBeskidy.pl: Po latach gry na szczeblu I, II i III ligi jak odczułeś zderzenie z naszą lokalną piłką? 

R.A.: Przeskok jest ogromny w każdym aspekcie. Na poziomie amatorskim trzeba łączyć grę z pracą i innymi obowiązkami, co wiąże się z mniejszą ilością czasu na wszystko.

 

SportoweBeskidy.pl: Masz 30 lat. To nie jest mało, ale też nie jest dużo. Wierzysz jeszcze w powrót na szczebel centralny? Historia np. Daniela Ferugi pokazała, że jest to możliwe po 30-stce - pytanie czy tego jeszcze chcesz? 

R.A.: Gdyby pojawiła się ciekawa propozycja i zdrowie dopisywało, temat na pewno byłby do przemyślenia. Nie ma co wybiegać w przyszłość – czas pokaże.

 

SportoweBeskidy.pl:  Na koniec, czy wiosną zobaczymy Cię gdzieś indziej, niż tylko na boiskach ligi biznesu? 

R.A.: Obecnie prowadzę rozmowy z kilkoma klubami. Na pewno chciałbym wiosną wrócić na boisko.
Planuję łączyć grę w klubie z występami w Lidze Biznesu – jeśli tylko czas na to pozwoli.