- Wiedzieliśmy na co się piszemy awansując do "okręgówki". To już inne granie niż w A-klasie. Inne są wymagania sportowe - powiedział nam Sebastian Gruszfeld, trener Borów Pietrzykowice, które jesienne zmagania zakończyły na 14. pozycji w tabeli Ligi Okręgowej Skoczowsko-Żywieckiej. Beniaminek na swoim koncie ma 15 "oczek", więc raptem punkt straty do bezpiecznego Cukrownika Chybie. 
 
Początek sezonu nie wskazywał na to, że Bory mogą być zespołem widzianym pod "kreską". W pierwszej kolejce ekipa z Pietrzykowic w istocie wysoko przegrała w Chybiu, lecz później przyszły zwycięstwa na dwóch stadionach w Żywcu - z Koszarawą 1:0 oraz z Góralem 3:2. Remis z silną Sołą Rajcza także był "sympatyczny" dla beniaminka. - Początek faktycznie był bardzo udany. Przełomowym momentem tego sezonu był mecz z Podhalanką Milówka, który wiem, że nie powinien się odbyć. Przegraliśmy boleśnie i zespół trochę podupadł mentalnie. Gdybyśmy skorzystali z praktyk innych klubów, to na pewno byśmy przełożyli to spotkanie przez wzgląd na poważne braki kadrowe tego dnia. Cóż, pozostaje nam wyciągnąć wnioski na przyszłość - komentuje Gruszfeld.

- Największym pozytywem tej rundy jest historyczne zwycięstwo Borów na własnym stadionie w "okręgówce", minusem natomiast gra w defensywie - dodał na koniec nasz rozmówca, który wciąż z utęsknieniem wyczekuje na powrót do gry filaru obrony Łukasza Klisia