Po 2 porażkach z dużą liczbą straconych goli beniaminek podjął Wisłę Strumień i wydawało się, że to przeciwnik, z którym może pokusić się o premierową zdobycz. Piłkarze z Goleszowa mieli jednak krótki zryw dający ku temu nadzieje. W 75. i 83. minucie gospodarze za sprawą Michała Gandora strzelali gole – odpowiednio asysty odnotowali Krzysztof FelisSzymon Kluz. Zryw był jak się okazało spóźniony. – Po zmianach pozytywnie zareagowaliśmy. Mało tego – wcale nie wyglądaliśmy, jak zespół, który musi to spotkanie przegrać – zauważa Marek Bakun, szkoleniowiec goleszowian.

Trzeba jednak uczciwie przyznać, że w toku rywalizacji w Goleszowie to przyjezdni mieli więcej do powiedzenia, obejmując prowadzenie już w 4. minucie gry. Z wrzutki Mateusza Kiełkowskiego futbolówkę do bramki posłał głową Bartosz Wojtków. Kolejne zdobycze wpadły na konto Wisły przed upływem godziny. Po długim słupku przymierzył Jakub Puzoń, chwilę później Wojtków pewnie wyegzekwował „11”. Strumienianie pozostawali groźni, by wspomnieć o wybornej szansie Łukasza Mozlera, który mimo pustej bramki formalności nie dopełnił w minucie 70. – Skomplikowaliśmy sobie mecz na własne życzenie. Myślenie, że jest już po jakichkolwiek emocjach było przedwczesne, bo rywal wyraźnie złapał wiatr w żagle – podkreśla trener ekipy ze Strumienia Krzysztof Dybczyński.

Opisany już pościg gospodarzy się nie powiódł, bo w 88. minucie „stempel” na maksymalnym punktowym łupie Wisły postawił Wojtków. Hat-tricka rutynowany snajper ustanowił po rzucie rożnym, który można śmiało określić mianem kuriozalnego, wszak po kolei z piłką dośrodkowaną z kornera minęło się kilku piłkarzy.