Niespełna 2 kwadranse meczu w Hażlachu wystarczyły, abyśmy... poznali jego zwycięzcę. To opinia o tyle nie na wyrost, iż do 27. minuty skoczowianie zafundowali przeciwnikowi nie lada pogrom. – Organizacja naszej gry była na bardzo dobrym poziomie. Trudno było się do czegoś przyczepić. Naprawdę dostrzegałem dużo plusów patrząc na poczynania drużyny – zauważa trener rozstrzelanych gości Bartosz Woźniak.

Co ciekawe, zbudowanie 3-bramkowej przewagi to w głównej mierze dzieło efektywnego dziś Jakuba Krucka, który w 23. minucie na koncie miał hat-tricka. Wpierw dobił obroniony przez Szymona Wawrzyczka strzał Kacpra Zątka, następnie popisał się solową akcją, by wreszcie zrobić to, co napastnik powinien po wrzutce Antoniego Krzaka. Piłkarze Beskidu okazałymi już wówczas zyskami się nie zadowolili. W 26. minucie drogę „do sieci” znalazło uderzenia Krzysztofa Surawskiego zza pola karnego, skutecznością „zgrzeszył” również za moment Zątek, obsłużony przez Mieczysława Sikorę.

Wszystko co działo się później nie miało większego znaczenia w kontekście punktowym. Beskid atakował i mógł dorobek poprawiać, by wspomnieć o strzale J. Krucka z rzutu wolnego w słupek z 35. minuty. Trafienia honorowe zanotowali natomiast zawodnicy Victorii – w 40. minucie Patryk Kabiesz, a w 66. minucie... Konrad Chrapek, który głową zagrał w kierunku swojego bramkarza, lecz ta próba zakończyła się pechowym „swojakiem”. W 82. minucie J. Krucek nie zaniechał asysty Michał Szczyrby, czym domknął udany występ indywidualny, a i łapiącej optymalną formę drużyny ze Skoczowa.

Dla gospodarzy, niezależnie od kiepskiego z ich perspektywy wyniku, był to kolejny występ z czerwoną kartką na koncie. Tą w 68. minucie „zarobił” Szymon Lizak. – Niestety znów szybko straciliśmy gola i to duży problem. Rywalowi trzeba pogratulować, nas nic nie usprawiedliwia i nie pozostaje nic tylko wyciągnąć wnioski – komentuje Tomasz Matuszek.