Bogdan Dubiel w STREFIE WYWIADU: Wyczekuję kolejnych bielskich olimpijczyków
Człowiek-encyklopedia. Historię sportu w regionie, zwłaszcza w kontekście stolicy Podbeskidzia, ma w „małym palcu”. Pamięta „złote” czasy bielskiego sportu i odbywające się tu wielkie wydarzenia. Garść wartościowych wspomnień Bogdan Dubiel, były wiceprezes Beskidzkiej Rady Olimpijskiej, przybliża nam w dzisiejszej odsłonie STREFY WYWIADU.
SportoweBeskidy.pl: Sport jest z pana życiem związany nierozerwalnie. Skąd ta pasja? Bogdan Dubiel: Wyniosłem ją z domu. Mój tata był narciarzem w klubie Ogniwo Bielsko. Jego największym sukcesem było 8. miejsce w narciarstwie zjazdowym w juniorskich mistrzostwach Polski. Był najpierw zawodnikiem, ale później także instruktorem narciarskim i działaczem bielskiego sportu. Natomiast najlepszymi przyjaciółmi moich rodziców byli Waleria i Jan Kulkowie. Wspomniane osoby bliskie mi zaszczepiły we mnie sport. Gdy byłem dzieckiem zachorowałem na żółtaczkę. W szpitalu odwiedził mnie pan Janek i przyniósł oprawiony rocznik magazynu „Boksu”. Zainteresowałem się wtedy boksem, który do dziś jest moją wielką pasją. Przez 11 lat byłem też zawodnikiem sekcji pływackiej BBTS-u. Teraz jeżdżę, oglądam, kibicuję, gdy tylko mogę. Jako ciekawostkę powiem, że od 1963 roku, aż do rozwiązania sekcji bokserskiej BBTS, byłem na wszystkich meczach bokserskich tego klubu rozgrywanych w Bielsku-Białej. Jeśli na którymś nie byłem, a takiej sytuacji nie pamiętam, to zupełnie nie wiem, jaki mógłby być tego powód (śmiech). Pamiętam doskonale, że za każdym razem zasiadałem w sektorze D na ławce z miejscem numer 44 w hali przy ulicy Leszczyńskiej. Wchodziłem na kartę wspomnianego Jana Kulki, który był wtedy spikerem, a miał swoje miejsce przy ringu. W mojej pamięci jest wciąż zdarzenie, gdy moi rodzice zostali zaproszeni na chrzciny młodszej córki słynnego pięściarza, pana Zbigniewa Pietrzykowskiego. Wszyscy przyszli na imprezę z dziećmi. Całe chrzciny jako mały chłopiec oglądałem medale, zdjęcia, pamiątki. To mnie „pociągnęło”.
SportoweBeskidy.pl: A siatkówka w pana życiu? Przez lata odgrywała ogromną rolę. B.D.: Do siatkówki ściągnął mnie pan Tadeusz Mleczko, który był siatkarzem Włókniarza i trenerem. W 1966 roku, gdy miałem 14 lat, zabrał mnie na mecz siatkarek BKS-u w ówczesnej „Befamie”, hali mieszczącej się przy ul. Lompy. Trenerem był ojciec bielskiej siatkówki Włodzimierz Trill. Bardzo mi się to spodobało. Pan Tadek zaczął objaśniać mi przepisy gry, niuanse taktyczne. Marysia Czylok, rozgrywająca BKS-u, od razu przykuwała uwagę. Była wszędzie na boisku. Na mecze siatkarek przychodziło dużo ludzi. Z przeszłości wspominam do dziś sytuację, gdy BKS rozgrywał pierwszy mecz pucharowy z Paris Saint Germain i trzeba było przyjść dwie godziny przed meczem, by dostać się do hali. Byłem wtedy równolegle spikerem zespołu piłki nożnej BKS-u.
SportoweBeskidy.pl: Początki spikerki? Wiele osób kojarzy Bogdana Dubiela jako spikera siatkarzy BBTS-u. B.D.: Byłem dyrektorem Międzyszkolnego Ośrodka Sportowego od 1981 roku. Tam na co dzień organizowałem i komentowałem zawody sportowe dla szkół. Tym się parałem. Tak na poważnie jednak, to gdy piłkarze BKS-u spadli z II ligi, pan Kulka poprosił mnie, abym w III lidze przejął po nim schedę. A już wcześniej, w przerwie spotkań II-ligowych w latach 70. organizowałem zawody z udziałem młodzieży na stadionie. Przeważnie były to biegi i sztafety olimpijskie, ale również wyścigi australijskie kolarzy, gdy co 400 metrów jeden zawodnik ze startujących odpadał. To działo się przy udziale sekcji kolarskiej bielskiego Startu, wówczas bardzo mocnej. Zawody kolarskie prowadził znany doskonale pan Tadeusz Majcherek i niejako za jego śladem wyścigi kolarskie przełożyłem na zawody lekkoatletyczne. Dopowiem, że przy panu Tadku wiele się nauczyłem. W Bielsku-Białej odbywało się zawsze początkiem maja Kryterium Asów w kolarstwie. Pierwszym kolarzem, którego zapamiętałem był Elek Grabowski. Z okien mieszkania na Wyspiańskiego, gdzie urodziłem się, dopingowaliśmy właśnie jego. A pan Tadeusz był spikerem. Ogromna wiedza o kolarstwie, specjalizował się w tej dyscyplinie i robił to świetnie. W całej Polsce był wtedy znany. Później był BBTS Włókniarz, do prowadzenia którego namówił mnie Wiktor Krebok. Spikerem siatkarzy był Rudolf Lejawa, ale wypadły mu inne obowiązki zawodowe i poproszono mnie o prowadzenie meczów BBTS-u. Okazjonalnie zastępowałem też pana Kulkę w roli spikera meczów BKS-u. Traktowałem to jako ogromną przyjemność. W przerwach prezentowałem często bielskich olimpijczyków. Lubiłem opowiadać o sukcesach, a przy wielu z nich byłem. Choćby na Wyścigu Pokoju, gdy Stanisław Gazda zajął 2. miejsce. Podczas wyścigu było gorąco, ktoś chciał oblać go wodą i szklanką uderzył go w głowę. Dlatego właśnie przegrał z reprezentantem Związku Radzieckiego, a szkoda, bo w Bielsku bardzo chciał wygrać. Towarzyszyłem również jako kibic judokom Gwardii, którzy jako drużynowy mistrz kraju występowali w Lidze Mistrzów. Do naszego miasta przyjechał z Wolfsburga najlepszy zespół z Niemiec. Do hali przy ul. Leszczyńskiej dotarli volkswagenami. Zobaczyć taką markę w Polsce to było coś. Przegraliśmy, ale rywale mieli mistrzów olimpijskich w składzie. Naszym liderem był Andrzej Grzegorzek. Też byliśmy w tym sporcie potęgą. Doskonale pamiętam ponadto mistrzostwa Polski w pływaniu i skokach do wody, które także zawitały do Bielska-Białej. A kasa biletowa bokserów BBTS-u mieściła się na terenie dzisiejszych kortów przy Partyzantów. Bokserski mecz odbywał się w hali na Leszczyńskiej, tymczasem już na moście na Białce stali ochroniarze i sprawdzali bilety. Zawsze na bokserach był nadkomplet widzów. To były dopiero wydarzenia sportowe. Na Legię bilety trzeba było „zabukować” tydzień wcześniej.
SportoweBeskidy.pl: Sport, także w Bielsku-Białej, zmienił nam się. Jak dziś patrzy pan na to, co się dzieje? B.D.: Baza sportowa strasznie się zmieniła na plus i to pierwsza ważna sprawa. Rzuca mi się w oczy to, że w bielskich drużynach występowali niemal wyłącznie bielszczanie lub zawodnicy z regionu. To zawsze była wizytówka bielskich klubów. Dziś, jak popatrzymy na siatkarki BKS-u, to mamy w zasadzie tylko Gosię Lis. W siatkówce chłopców to samo. Ciężko tego bielszczanina dojrzeć poza pojedynczymi przypadkami. W wielu dyscyplinach sukcesów nie mamy. Osobiście cieszę się, że pan Sławek Dubiel robi wszystko, by boks nie umarł w Bielsku całkowicie.
SportoweBeskidy.pl: A nasi „Górale”? Bywa pan na każdym domowym meczu piłkarzy Podbeskidzia, a i na wyjazdach można pana dostrzec wśród kibiców. B.D.: Nigdy nie wierzyłem, że doczekam Ekstraklasy w Bielsku. To było gdzieś w naszych marzeniach. W pierwszym sezonie po awansie byłem na wszystkich meczach wyjazdowych, oprócz historycznego spotkania z Legią w Warszawie. 10 września boksował we Wrocławiu Tomek Adamek z Kliczko. Nie mogło mnie na bokserskim święcie zabraknąć. Rzeczywiście dalej bywam na każdym meczu w Bielsku-Białej. Cóż, zmieniło się nam Podbeskidzie. Kibicuję „Góralom” niezmiennie. Szkoda bardzo ostatniego spotkania z Zagłębiem. Po meczu w Mielcu z Termalicą napisałem smsa do kolegi o treści: „Zamknąć stadion w Bielsku i grac na wyjazdach” (śmiech). No, i znów nie wygraliśmy u siebie.
SportoweBeskidy.pl: Marzenie sportowe związane z bielskim sportem? B.D.: Doczekanie się na kolejnych bielskich olimpijczyków. Chciałbym, żeby w życiorysie mieli to, że właśnie w naszym mieście zaczynali swoją sportową drogę. W Seulu w 1988 roku grał w turnieju tenisa stołowego wychowanek BKS-u Piotr Molenda. Byli przed laty narciarze, jak Jerzy Pietrzyk w sztafecie 4x400 metrów, wicemistrz olimpijski w Montrealu w 1976 roku, wychowanek Jana Mazura z MKS Beskidy Bielsko-Biała. Lekkoatletką-olimpijką była Jolanta Januchta, która do dziś ma rekord Polski na dystansie 800 metrów. Podczas olimpiady w Moskwie w 1980 roku zajęła 6. miejsce, choć już wtedy nie w bielskich barwach. Ale tu się wychowała, rozpoczynała od narciarstwa biegowego, a trener wychwycił ją na zawodach szkolnych. W maratonie w Atlancie w 1996 roku kibicowaliśmy Anieli Nikiel-Głogosz, startującej jako zawodniczka Piasta Cieszyn. To wszystko fantastyczne rzeczy, które wpisały się na trwałe w historię bielskiego sportu.
SportoweBeskidy.pl: Dziękuję za rozmowę. B.D.: Dziękuję.