Z racji pozycji w tabeli IV ligi śląskiej, grupy 2 bielski zespół trudno było uznawać za klarownego faworyta konfrontacji z LKS-em Bełk, ale już patrząc na skład gospodarzy nadzieje na korzystny wynik nie były na wyrost. – Długo mecz toczył się pod nasze dyktando, stwarzaliśmy sobie niezłe sytuacje. Wydawało się, że wydarzenia na boisku kontrolujemy – opowiada Piotr Bogusz, szkoleniowiec rezerw Podbeskidzia.

Gdy w 56. minucie Jozef Dolny trafił do siatki przyjezdnych sukces wydawał się więcej niż prawdopodobny... – Nagle po bramce przestaliśmy grać, rywal poczuł natomiast, że może osiągnąć dobry rezultat – opowiada trener „dwójki”, który kręcił z niezadowoleniem głową, kiedy ekipa z Bełku przejmowała inicjatywę, aż wreszcie doprowadziła do wyrównania. A mogła nawet triumfować, mając ku temu sytuacje w końcowych minutach niedzielnej konfrontacji na „Górce”.

Jedno „oczko” na własnym boisku, zwłaszcza w obliczu wyjątkowo mocnej personalnie „dwójki”, to rozczarowanie dla niedawnego III-ligowca. – Zespół dał z siebie wszystko, także zawodnicy, którzy zostali desygnowani do gry z kadry I-ligowej. Zabrakło nam wykończenia akcji przed przerwą. Wszystko potoczyłoby się wtedy inaczej – żałuje Piotr Bogusz.