Było na co popatrzeć
Sparing na dobrym poziomie, na dodatek okraszony bramkowymi zdobyczami z obu stron, to mocno skrótowe odniesienie do konfrontacji sparingowej, jaką zaliczyli piłkarze GLKS Sferanet i „dwójki” Rekordu.
„Rekordziści” gola zdobyli pierwsi. W 16. minucie Nikodem Grabczyński piłkę dograł, a użytek z niej uczynił Marcin Matuszek. Niebawem jednak był już remis po celnym strzale Macieja Marca. Taki wynik utrzymał się do pauzy. – Remis był sprawiedliwy, a z naszej perspektywy wyglądało to naprawdę pozytywnie. Trzeba pamiętać, że rywalizowaliśmy z dobrze przygotowanym fizycznie i taktycznie przeciwnikiem – zaznacza Krzysztof Bąk, szkoleniowiec wilkowiczan.
Po przerwie obraz boiskowych zdarzeń zmienił się o tyle, że z większą częstotliwością siatkę „dziurawili” reprezentanci IV-ligowca. Hubert Żyrek w 57. minucie z bliska sfinalizował podanie Kacpra Pawlusa, zaś w minucie 65. było już 3:1 dla gospodarzy po uderzeniu K. Pawlusa. W końcowym kwadransie doszło jedynie do wymiany ciosów. Zarówno Marzec, jak i Żyrek ustrzelili dublety – ten drugi znakomitej jakości wolejem w następstwie egzekwowanego wcześniej rzutu wolnego.
– Generalnie cieszę się z tej próby i z tego, że obeszło się bez kontuzji. Mieliśmy różne momenty, mogliśmy lepiej zarządzać piłką, szczególnie w momentach chaosu. Ale jako tzw. jednostka motoryczna – bardzo dobre spotkanie. Każdy zaliczył sporą dawkę minut w meczu z godnym rywalem – analizował dla klubowej strony Rekordu Dariusz Rucki, trener bielskiego zespołu, który miał sposobność przyjrzenia się sporej grupie swoich młodych zawodników.
Co zwraca również uwagę to fakt, iż jakość w ekipie z Wilkowic po pauzie w sparingu nieco spadła, ale i to nie stanowi na obecnym etapie przygotowań żadnego powodu do niepokoju. Debiuty w GLKS Sferanet zaliczyli wypożyczeni z Rekordu – Filip Gąsiorek i Kamil Syguła. Zabrakło natomiast istotnych ogniw ofensywnych w osobach Dominika Kępysa oraz Mateusza Kubicy.