Ciągle pod górę
Blisko zgarnięcia punktów na V-ligowym szczeblu była w sobotę ekipa z Drogomyśla. Znów jednak efekt końcowy nie okazał się radosny.
– Kolejny wyrównany mecz za nami i niestety kolejny z niekorzystnym wynikiem. Ciągle mamy pod górę, bo jak nie przydarzają się nam koszmarne błędy w obronie, to rywale oddają strzały życia, które lądują w naszej bramce – mówi z wyraźnym rozczarowaniem Krystian Papatanasiu, szkoleniowiec piłkarzy z Drogomyśla.
Dziś faworytem Błyskawica nie była, ale rozpoczęła mecz na tyle dobrze, że widoki nawet na zwycięstwo pojawiły się realne. W 8. minucie po rzucie rożnym instynktem strzeleckim wykazał się Krzysztof Koczur. Po kwadransie gry zdobycz Błyskawicy zwiększyła się, gdy Jakub Węglorz sfinalizował rzut z autu swojego zespołu. Trafienia te przedzielił „fant” ekipy z Czańca z 10. minuty, który nie wytrącił gospodarzy z obranej drogi. Kiedy na korzystny dla Błyskawicy wynik zanosiło się na półmetku rywalizacji, w 41. minucie z ponad 30-metrowej odległości potężnie nie do obrony huknął z rzutu wolnego Andriy Apanchuk. Krótko po wznowieniu gry od środka równie widowiskową bramkę zaliczył Filip Handy i w okamgnieniu położenie beniaminka uległo diametralnej odmianie.
Pomimo ciosów przywołanych, miejscowi wcale dziś przegrać nie musieli. W 71. minucie zza „16” uderzył Sebastian Rychlik, a futbolówka po rykoszecie zatrzepotała w siatce LKS-u. Błyskawica w tym fragmencie zwietrzyła swoją szansę, dogodne okazje mieli m.in. Mariusz Saltarius oraz Koczur... – Poczuliśmy, że możemy wygrać. Nie mieliśmy nic do stracenia i zaatakowaliśmy, ale niestety odkryliśmy się przy tym – dodaje Papatanasiu, którego podopieczni skapitulowali w 80. minucie po golu Oleksandra Apanchuka na wagę kompletu punktów czanieckiego zespołu.