- Zabrakło nam koncentracji i pewności siebie w tym meczu. Mogliśmy uniknąć takich rozmiarów porażki. Największy żal do drużyny mam o to, że nie nawiązaliśmy walki po stracie drugiej bramki. A MRKS ma jakość w ataku, i to dziś maksymalnie wykorzystał - mówi trener Podhalanki, Kamil Zoń. 

 

Pierwsza połowa miała dość wyrównany, ale niezbyt spektakularny przebieg. Kilka strzałów z jednej, jak i z drugiej strony, ale bez wyraźnej "setki". W szeregach ekipy z Milówki najbliżej trafienia był Michał Gluza, któremu zabrakło centymetrów do finalizacji akcji. MRKS natomiast tuż przed przerwą pokusił się o trafienie. Dogranie z rzutu wolnego Szymona Byrtka zamienił na gola Konrad Bukowczan w minucie 45. 

 

Po przerwie Podhalanka zagrała nieco odważniej w ofensywie, ale czechowiczanie dobrze radzili sobie z ich próbami. Istotny wpływ na losy meczu miało wejście Adriana Pindery, który minutę po tym jak zameldował się boisku cieszył się z trafienia. Chwilę później, w 70. minucie, błąd przy rozegraniu Podhalanki wykorzystał Daniel Iwanek. W końcówce Pindera dołożył kolejne dwie bramki, finalnie ciesząc się z hat-tricka. Były zawodnik Spójni wpierw golem spuentował ładną akcję MRKS-u, a następnie zachował zimną krew podczas pojedynku "oko w oko" z golkiperem gospodarzy.