Sporo ciekawych zdarzeń należy odnotować opisując to, co wydarzyło się w Jaworzu w premierowych 45. minutach. Nim gospodarze jako pierwsi przeprowadzili akcję z bramkowym łupem dopisało im szczęście. Próba Daniela Kasprzyckiego z 15. minuty odbiła się od poprzeczki. W 17. minucie strzał oddał po przeciwnej stronie boiska Adam Waliczek, po rykoszecie piłka trafiła pod nogi Rafała Pezdy, który błyskawicznie uderzył obok zaskoczonego Richarda Zajaca. Wysiłki zespołu z Wilkowic, aby wyrównać nie były skuteczne. Zasługa w tym także bramkarza Czarnych Dominika Chmiela, który odbił choćby zmierzający w okienko strzał Szymona Trybały. W 40. minucie przed wyborną szansą podwyższenia wyniku stanął Waliczek, poszkodowany w polu karnym starciem z Dominikiem Śleziakiem. Intencje snajpera wyczuł Zajac, co nastroje w okamgnieniu zmieniło. Mowa o 43. minucie – Łukasz Szędzielarz „uruchomił” Trybałę, ten wygrał biegową rywalizację z obrońcami Czarnych, a następnie wyłożył futbolówkę „na patelni” Dominikowi Kępysowi. Wyrównaniem wilkowiczanie w trakcie pauzy nie cieszyli się. W 45. minucie nie przypilnowali w obrębie bramki Grzegorza Habdasa, który głową sfinalizował „centrę” Waliczka z rzutu wolnego.
 


 

– Zbyt dużo mieliśmy przed przerwą takich akcji, w których brakowało konkretów w kluczowych momentach. Rywal był jednak bardziej zdeterminowany pod naszą bramką – mówi Krzysztof Bąk, szkoleniowiec GLKS-u, który nie ukrywa, że klasyczny gol do szatni nie pozostał bez wpływu na sposób gry obu drużyn po przerwie. – Czarni cofnęli się, my mieliśmy momentami przygniatającą przewagę, ale waliliśmy głową w mur bez efektu – dopowiada trener gości.

Trudno dziwić się rozczarowaniu w wilkowickich szeregach, wszak rewanżowa odsłona w bramkowe dla nich szanse nie obfitowała. Najlepsza to główka Kępysa i instynktowna parada Chmiela. Poza tym w kierunku „świątyni” jaworzan szybowały strzały z dystansu, które nie miały bądź to dostatecznej precyzji, bądź też mocy. Losy potyczki na rzecz Czarnych ostatecznie rozstrzygnąć mogli za to Janusz CyranMichał Sztykiel. Uderzenie pierwszego z przywołanych wyłapał Zajac, drugiego z pomocników zastopowali obrońcy GLKS-u. – Niekoniecznie jednak chcieliśmy za wszelką cenę szukać kolejnych bramek przy naszym prowadzeniu. Wyszliśmy z szatni z konkretnym planem i zadziałał on, skoro dowieźliśmy zwycięstwo do końca – zaznacza trener ekipy z Jaworza Krzysztof Dybczyński.