Kolejnym gościem STREFY WYWIADU jest Erwin Wojtyłko, były piłkarz, obecnie trener pracujący w zawodzie od ponad 20 lat. W tym czasie z niejednego pieca chleb jadł. Prowadził takie zespoły jak: Cukrownik Chybie, Kryształ Stronie Śląskie, Górnik Wałbrzych, Piast Nowa Ruda, Metal Kluczbork, Concordia Knurów, BKS Stal Bielsko-Biała, AKS Niwka, Morcinek Kaczyce, Górnik Brzeszcze, Unia Oświęcim czy GKS Jastrzębie. Aktualnie jest trenerem Metalu Skałki Żabnica oraz Grapy Trzebina. 

erwin-wojtylko

SportoweBeskidy.pl: Zacznijmy od końca. Łączy pan pracę na rzecz dwóch klubów z Żywieczyzny. Jak ocenia pan jesień w wykonaniu Metalu Skałki Żabnica i Grapy Trzebinia? Erwin Wojtyłko: Na tych poziomach rozgrywkowym większość trenerów ma podobne problemy, niską frekwencję na zajęciach. W obu klubach z tym się borykałem jesienią. Zawodnicy uczą się, pracują, kilku z Żabnicy dojeżdża do pracy nawet na Śląsk. Jesienią dzień jest krótki, ciężko zorganizować zajęcia w godzinach wieczornych. Wiosną i latem jest nieco łatwiej. W Trzebini mieliśmy jeden trening tygodniowo. W przypadku obu zespołów, przy lepszej frekwencji mogliśmy spokojnie powalczyć o lepsze wyniki. Tego jednak nie przeskoczymy.

SportoweBeskidy.pl: Grapa występuje w B-klasie, Skałka w rozgrywkach na poziomie okręgowym. Jak duża różnica dzieli te ligi? E.W.: Różnica jest bardzo duża. Dotyczy sposobu gry, zasobów technicznych i taktycznych, którymi dysponują piłkarze. W B-klasie zawodnicy przychodzą często tylko na mecze. Nie ma ich na treningach, a z grupką pięciu, sześciu chłopaków ciężko pracować np. nad taktyką. Na tym szczeblu widoczny jest brak systematycznego treningu, tylko nieliczni robią postępy. Większość stoi w miejscu, bo nie trenuje.

SportoweBeskidy.pl: Prześledźmy pańską karierę trenerską. Zaczynał pan od... E.W.: Zaczynałem jako grający trener w Cukrowniku Chybie, obecnie taki model pracy jest popularny, wtedy to była rzadkość. Cukrownik grał w ówczesnej II lidze. Zawodowo trenerką zająłem się po odejściu z Chybia. Trafiłem do Stronia Śląskiego. Tam się kończył świat, ucinała się trakcja kolejowa, ta miejscowość, znajdująca się obecnie w województwie dolnośląskim, graniczyła z Czechosłowacją. W pierwszy roku mojej pracy awansowaliśmy z „okręgówki” do III ligi. Pamiętać należy o tym, że 20 lat temu obowiązywał inny podział rozgrywek, inna punktacja. Straciliśmy w całym sezonie tylko jeden punkt, wygraliśmy 26 spotkań z rzędu. Gazety pisały o „rekordzie Polski”. O awans z III ligi do II (obecna I – red.) rywalizowaliśmy z Zagłębiem Lubin i Metalem Kluczbork. Zimą wróciłem do Bielska-Białej, moja żona była w ciąży.

SportoweBeskidy.pl: Ponownie trafił pan do Chybia... E.W.: Tak, wywalczyłem z Cukrownikiem awans do III ligi. Potem przez rok prowadziłem Metal Kluczbork. Następnie była AKS Niwka. Dojeżdżałem do Katowic z Bielska-Białej pociągiem, a następnie autobusem do Niwki, dzielnicy Sosnowca. Następnie pracowałem w Górniku Brzeszcze, a potem przez dwa lata w BKS-ie Stal. Objąłem zespół po spadku z II lig. W drugim roku pracy zabrakło nam punktu do awansu.

SportoweBeskidy.pl: Jeden z ciekawszym okresów pańskiej kariery wiąże się z Piastem Nowa Ruda... E.W.: Awansowałem z tym zespołem z „okręgówki” do III ligi, a następnie do II. Na tym szczeblu rywalizowaliśmy z Ruchem Chorzów, Polonią Bytom i GKS-em Jastrzębie o awans do I lig. W GKS-em graliśmy baraż o obecną Ekstraklasę. Na wyjeździe zremisowaliśmy 0:0, u siebie, w „różnych” okolicznościach przegraliśmy 0:1. Nasz podstawowy bramkarz trzy dni po rewanżu został zawodnikiem GKS-u! Gola straciliśmy w 85. minucie. Po wrzutce z wysokości szesnastki z bocznego sektora piłka leciała równoległe do bramki, przeciwnik zgrał piłkę głową do partnera, a ten stojąc jakieś czternaście metrów od bramki uderzył głową. Futbolówka zkozłowała i wpadła do siatki obok przyglądającego się golkipera.

SportoweBeskidy.pl: Patrząc na ilość zespołów, które pan prowadził, nie jesteśmy jeszcze w połowie... E.W.: Z Nowej Rudy trafiłem do Knurowa, gdzie przegraliśmy z Wisła Kraków baraż o I ligę. Po tym wydarzeniu sytuacja w klubie trochę się posypała. Następnie ponownie była Nowa Ruda, a potem Wałbrzych. Niestety Górnik zimą wycofał się z rozgrywek II ligi. Zabrakło pieniędzy w klubie, w którym poza piłką nożną były sekcje kolarstwa, lekkoatletyki, koszykówki. Zostałem wówczas trenerem Morcinka Kaczyce. Przy tamtejszej kopalni powstał nowy stadion z dobrym zapleczem. Zrobiliśmy awans do IV lig. W tym sezonie ze Skałką Żabnica pojechaliśmy do Kaczyc, bardzo ciepło mnie tam przyjęli. Po Morcinku pracowałem w Jastrzębiu, Unii Oświęcim, Szkole Mistrzostwa Sportowego należącej do Wojciech Boreckiego, po raz drugi w Jastrzębiu, co świadczy o tym, że mostów za sobą nie paliłem. Następnie w klubach z regionu beskidzkiego, Góralu Żywiec czy Żarze Międzybrodzie.

SportoweBeskidy.pl: Od ponad 20 lat jest pan trenerem. Jak bardzo piłka nożna i cała otoczka z nią związana na przestrzeni tego czasu zmieniła się. E.W.: Wówczas był wyższy poziom, a zdecydowanie mniejsze pieniądze. Zawodnicy często byli zatrudniani na etatach w zakładach czy kopalniach. Poza wypłatą z etatu zdarzały się premie za meczu. Dzisiaj piłkarze zarabiają po kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy i często prezentują słaby poziom. Mają podpisane kontrakty i niezależnie od dyspozycji „kasują”. Poziom kiedyś był wyższy, każdemu zależało przede wszystkim na grze. Nie było czasowych kontraktów. Zawodnik grał w danym klubie, dopóki nie przyjechali przedstawicieli innego i nie zapłacili za niego. Dzisiaj kluby funkcjonują zupełnie inaczej, są inne warunki, inne możliwości, inne źródła finansowania. Pieniędzy jest więcej, ale paradoksalnie poziom niższy.

SportoweBeskidy.pl: Z czego to wynika? Utalentowanej młodzieży u nas przecież nie brakuje. E.W.: Zgadza się. Talenty są i zawsze były. Dzisiaj część z nich szybko ucieka na zachód, podpisuje wysokie kontrakty, a potem nie gra bądź czyni to bardzo rzadko. Trenują, ale nie grają, tracą przez to dużo w najtrudniejszym momencie związanym z zakończeniem wieku juniora. Mamy w Polsce problem z adaptacją zawodników w zespołach seniorskich. Młodzi piłkarze wyjeżdżają za granicę, potem najczęściej wracają do Polski. U nas jest za mała konkurencja i za duże pieniądze. Za łatwo młodym wszystko przychodzi, za szybko dostają dużą kasę. Dużo wiatru i szumu robią menadżerowie, którzy nie zawsze przyczyniają się do rozwoju kariery swoich podopiecznych.

SportoweBeskidy.pl: Dziękuję za rozmowę. E.W.: Dziękuję

Metal Skalka Zabnica1

Obecnie Erwin Wojtyłko prowadzi zespoły Metalu Skałki Żabnica oraz Grapy Trzebinia