Nie mają łatwego życia nasi sympatycy „kopanej” piłki. I to tej biało-czerwonej, polskiej, narodowej, jak i tej klubowej w Ekstraklasie. Wstyd i zażenowanie towarzyszą obserwatorom piłkarskich aren.

wojtulewski Kadra Adama Nawałki została przez swych kibiców wygwizdana na „narodowym basenie” w Warszawie. Piłkarze Nawałki zaprezentowali się w meczu ze Szkotami, jak niewinne dzieci we mgle. I choć historia, nawet ta sportowa, lubi się powtarzać to trudno przypuszczać, by na jesienne eliminacje do mistrzostw Europy mogła nastąpić jakaś metamorfoza w naszej reprezentacji. Piszę o historii, bo chcę przypomnieć w tym kontekście także wstydliwą i sromotną porażkę 0-3 drużyny Kazimierza Górskiego tuż przed mistrzostwami świata w RFN, w 1974 roku, w meczu z Polonią Bytom na stadionie w Bielsku-Białej. Wtedy Polonia to był średniak polskiej Ekstraklasy. Do dziś pamiętam, jak z trybun na ulicy Żywieckiej bielscy kibice odradzali naszej reprezentacji wyjazd na mistrzostwa świata. A za kilka tygodni sam miałem przyjemność podziwiać na niemieckich boiskach triumfalny, zwycięski marsz tego zespołu na mundialu. Nigdy nie zapomnę tych wspaniałych spotkań z Argentyną, Haiti, ze Szwecją, z Jugosławią czy też pamiętnego meczu na wodzie z Niemcami, we Frankfurcie nad Menem, na stadionie leśnym. A więc taka jest piłka. Wspaniała, czarodziejska i często niezrozumiała. Ale były to lata 70. Zbliżała się najwspanialsza dekada dla polskiego piłkarstwa. Tak było też w rozgrywkach klubowych. Polska liga tamtych lat była szara, siermiężna i smutna. Kluby biedne niczym przysłowiowe myszy kościelne. Była to piłka nie wiadomo jaka – ani zawodowa, ani amatorska. Ale nasze zespoły takie, jak Górnik Zabrze czy Legia Warszawa grały z najlepszymi w Europie, jak równy z równym. Stadiony Ekstraklasy to był wtedy skansen Europy. Podobnie, jak cała infrastruktura piłkarska. Dziś nasi „kopacze” mają wszystko. Cudowne, nowoczesne stadiony i zaplecza treningowe, gabinety odnowy i wielkie pieniądze. Osobiście uważam, że o wiele za duże w porównaniu do ich umiejętności czy osiągnięć. I tylko wyników nie ma. Bo reprezentacja balansuje w okolicy osiemdziesiątego miejsca w rankingu FIFA. A z europejskich pucharów nasze drużyny są eliminowane końcem lipca lub w sierpniu, kiedy kibice są często na urlopach. Nam pozostawia się tandetny poziom ligi, coraz bardziej puste stadiony i bandyckie wybryki chuliganów, jakie niedawno widzieliśmy na stadionie Legii Warszawa w meczu z Jagiellonią Białystok. Coraz więcej chuliganów demolujących nowoczesne stadiony, a coraz mniej polskich piłkarzy w zespołach naszej Ekstraklasy. Bo na przykład w tym przerwanym meczu grało w Legii trzech polskich futbolistów. Zamiast młodych polskich piłkarzy mamy na trybunach wojnę polskich kiboli. Nie chcę być niesprawiedliwym i nie chcę jednak uogólniać. Powiem wam szczerze – na szczęście w moim Bielsku-Białej jest trochę inaczej. I piłkarze nie są przepłacani w porównaniu z większością klubów, w których daje się w często pieniądze spółek skarbu państwa. A i o bielskich kibicach nie można złego słowa powiedzieć, bo w sportowy sposób dopingują „Górali”. Tak trzymać, byle w ligowej tabeli wyglądało to coraz lepiej! Dla mnie skandalem jest niska kara dla Legii za tą zadymę na Łazienkowskiej. Kara jednego meczu przy zamkniętych trybunach, walkower dla Jagiellonii i sto tysięcy złotych grzywny wprost rozśmiesza. Nie stanowi prawie żadnej dolegliwości dla Legii. Bo te sto tysięcy, to w niektórych przypadkach miesięczna pensja „kopacza” z Łazienkowskiej. Nie chcę już na tą naszą „kopaną” nalatywać. Jest mi po prostu przykro i nie chcę dokuczać naszej piłce, bo w tym środowisku jestem od kilku dziesiątków lat. Imponują mi swoją postawą i ambicją piłkarze Ruchu Chorzów. Za to wspaniałe zwycięstwo w Krakowie z Wisłą. Czapkę z głowy przed „Żubrami” z Białegostoku za wygraną z Miedziowymi z Lubina. „Żubry” nie po raz pierwszy wsparły „Górali”. Jeżeli idzie o ambicje chciałem o czymś innym. Zaimponowały mi siatkarki bialskiego BKS-u, choć przegrały półfinał Pucharu Polski po heroicznej walce z faworyzowanym Chemikiem Police. Ale najważniejszym wydarzeniem tego weekendu był występ Podbeskidzia w Gliwicach. Widziałem, przeżyłem i jestem rozczarowany. Nie tylko tym, że „Góralom” nie udało się wygrać, ale przede wszystkim poziomem zaprezentowanym przez oba zespoły. Chcę podkreślić, że „Górale” zostali oszukani przez sędziego, gdyż należał im się rzut karny za zagranie piłki ręką przez piłkarza Piasta. I choć stare powiedzenie piłkarskie mówi „jak nie możesz wygrać, to przynajmniej zremisuj”, to jednak obawiam się, że tych punktów może Podbeskidziu zabraknąć. Takie typowe falowanie i spadanie. Mam nadzieję, że to porzekadło nie sprawdzi się na koniec sezonu.

Ze sportowym pozdrowieniem Sławomir Wojtulewski