Konia z rzędem temu, kto spodziewał się, że Rotuz cofnie swoje szyki przed wyżej notowanym rywalem i będzie szukał swoich szans po kontratakach. Bronowianie w półfinale nie przestraszyli się się III-ligowego Rekordu i tak samo w finale nie zamierzali podchodzić do swojego rywala z nadmiernym respektem. Dziś jednak ta taktyka nie zdała egzaminu, a rezerwy Podbeskidzia z zimną krwią "wypunktowały" przedstawiciela "okręgówki", któremu należą się słowa uznania za drogę, jaką przeszedł do finału Pucharu Polski na szczeblu Podokręgu Bielsko-Biała. 

 

Na stadionie w Wapienicy frekwencja dopisała, a kibice zobaczyli ciekawe widowisko, toczone w szybki tempie i obfite w sytuacje bramkowe. W początkowej fazie meczu bardzo aktywny w szeregach Górali był niezawodny Giorgi Merebashvili, który w 10. minucie został zatrzymany przez Adriana Granatowskiego, a następnie piłka po jego uderzeniu zatrzymała się na poprzeczce. Swoją okazję miał również Damian Chmiel. 22. minuta przyniosła jednak premierowe trafienie. Michał Stempniewicz wyłożył "futbolówkę" Mateuszowi Stryjewskiemu, a ten dopełnił formalności i umieścił ją w siatce.

 

Odpowiedź Rotuza mogła nadejść kilka minut potem, lecz i tym razem "aluminium" bramki stanęło na przeszkodzie. Po stronie Podbeskidzia II znów swojej szansy szukał Merebashvili, jednak ponownie fantastycznie interweniował Granatowski, który był najjaśniejszą postacią w ekipie z Bronowa. W 32. minucie bramkarz drużyny z Bronowa został zmuszony do kapitulacji, gdy Stryjewski sprytną "podcinką" zamienił na gola dogranie od Merebashviliego. 120 sekund później przed szansą na zdobycie bramki stanął Bartłomiej Feruga, który nie wykorzystał sytuacji sam na sam. To zemściło się w 35. minucie. Trafienie fetował Chmiel, a kolejną asystą popisał się Merebashvili. 

 

Po przerwie przełamał się Merebashvili. Gruzin w 62. minucie podwyższył stan na 4:0, a tym razem w rolę asystenta wcielił się Chmiel. Chwilę później hat-tricka skompletował Stryjewski, który z bliskiej odległości spuentował kontrę swojej drużyny. Ostatni akcent strzelecki należał jednak do Rotuza. W 85. minucie z dystansu uderzał Krystian Cyroń i okazało się to być właściwą decyzją, choć bramkarz rezerw Podbeskidzia powinien w tej sytuacji zachować się znacznie lepiej. W ostatniej akcji meczu Granatowski obronił rzut karny egzekwowany przez Stempniewicza, który był następstwem faulu Jakuba Mencnarowskiego.