– Chcemy rozegrać mecz na zakończenie piłkarskiej jesieni. W kalendarzu zabezpieczyliśmy termin 11 listopada na stadionie Koszarawy, aby nadać finałowi podniosłego charakteru w tym szczególnym dniu dla naszej Ojczyzny – tak przed startem obecnego sezonu rozgrywkowego mówił nam Dariusz Mrowiec, prezes Podokręgu Żywiec.

Słowa te niekoniecznie znaleźć muszą potwierdzenie w rzeczywistości. Wszystko przez okoliczności wynikające w sposób naturalny z ligowej „bieżączki”. W miniony weekend zmagania ligowe storpedowała aura. Do skutku nie doszły choćby w całości mecze ujęte w programie 6. kolejki „okręgówki” żywiecko-skoczowskiej, w tym to z udziałem Smreka Ślemień – jednego z finalistów Pucharu Polski na szczeblu podokręgu. Wymusza to na wspomnianej drużynie odrobienie zaległości, co stanie się najpewniej w listopadzie, po zakończeniu pozostałej do rozegrania części rundy jesiennej.

W przypadku V-ligowca z Łękawicy, którego zawodnicy stanowią trzon formalnej „dwójki” Orła, jaka awansowała do pucharowego finału, sytuacja przedstawia się jeszcze bardziej skomplikowanie. Podopieczni Krzysztofa Wądrzyka mają w kalendarzu nie tylko zaległość z ubiegłej soboty, gdy nie rozegrali meczu z Podhalanką Milówka, ale i wcześniejszą, która powstała na wniosek Tempa Puńców. Ta konfrontacja przerzucona została na 23 listopada, co oznacza, że ekipa z Łękawicy w meczowym rytmie pozostanie bardzo długo. – Nie wyobrażam sobie, aby przy tej kumulacji spotkań dokładać jeszcze w listopadzie finał Pucharu Polski. Będziemy wnioskowali o to, aby zagrać już na wiosnę, a zakładam, że dogodnym terminem będzie weekend poprzedzający ligową premierę – klaruje szkoleniowiec Orła.

W podokręgu temat jest rzecz jasna „na tapecie” i też znajduje zrozumienie. – Nie będziemy się upierać, jeśli kluby w terminie pierwotnie wskazanym nie wyrażą chęci rozgrywania finału. To przede wszystkim ich święto i o żadnym przymusie z naszej strony nie ma mowy – klaruje sternik Podokręgu Żywiec.