
Gdy wygrać nie sposób...
Wyrównanym określić można przebieg rywalizacji w Wiśle. Podhalanka o tyle bardziej mogła ucieszyć się z końcowego rozstrzygnięcia, iż przez lwią część meczu musiała przeciwnika gonić.
– Zdominowaliśmy pierwszą połowę, w drugiej długimi fragmentami graliśmy nieźle. Stąd niedosyt, jaki nam towarzyszy, bo mogliśmy dowieźć uzyskaną przewagę do końcowego gwizdka. Meczu, którego jednak nie idzie wygrać trzeba zremisować. Zachowujemy zdrowy rozsądek, bo ten punkt może mieć istotne znaczenie – to pomeczowe słowa Patryka Pindla, szkoleniowiec wiślańskiego zespołu, który zaskoczył Podhalankę w premierowym kwadransie rywalizacji.
Dynamiczną akcję miejscowych w 9. minucie zwieńczył dośrodkowaniem z lewego skrzydła Jakub Marekwica, a niezawodny Szymon Płoszaj pewnym uderzeniem z powietrza dał swojej drużynie prowadzenie. Goście z Milówki nie mogli złapać zarazem właściwego dla siebie rytmu. W ich szeregach widoczne były ofensywne niedostatki, a więc nieobecność Kacpra Najzera, Dawida Nowaka i Mikołaja Stasicy. Prowadzenie WSS do pauzy było zatem całkowicie zasłużone.
Rewanżowa połowa to już scenariusz nieco odmienny. Wprawdzie trudno stwierdzić jakoby podopieczni Sławomira Szymali przejęli inicjatywę, ale bez wątpienia zdołali wytrącić gospodarzom lwią część ich atutów. W 78. minucie doczekali się też gola. Wiślanie sami sprokurowali sobie rzut rożny. Piłkę z kornera dorzucił Maksym Kostenko, po jej koźle zaś na dalszym słupku czekał niepilnowany Dawid Piątek, który zapewnił Podhalance wyjazdowe „oczko”. Podziału punktów nie byłoby, gdyby w 83. minucie idealnej szansy nie zaprzepaścił Dawid Mazurek, uderzając w zamieszaniu z 10. metrów wprost w golkipera gości. Również jednak ekipa z Milówki potrafiła stwarzać nieco więcej zagrożenia pod bramką rywala, by wspomnieć uderzenia Szymona Śleziaka czy Mateusza Kalfasa, którym finalnie elementu zaskoczenia zabrakło.
– Rezultat remisowy określiłbym mianem sprawiedliwego. Jakiegoś wielkiego meczu na pewno nie zagraliśmy, ale przy absencjach kilku ważnych zawodników raczej trudno się było tego spodziewać – podkreśla trener 4. siły ligi okręgowej.