GLADIATORZY W GÓRALU
Nie jestem zwolennikiem wymiany trenerów niczym rękawiczek. To wygodne dla wszystkich. Klub pokazuje zniecierpliwionym kibicom, że coś robi, by trudną sytuację poprawić. Trener żegnający się z pracą mówi, że nie było mu dane dokończyć misji, a jego koncepcję zatrzymano w połowie drogi. Piłkarze zaczynają nowy rozdział, co dla części z nich bywa ratunkiem i szansą. A nowa „miotła” przecież potrzebuje czasu, by wdrożyć własną wizję, styl pracy, wszczepić – jak to się mówi – mentalność zwycięzców. Stąd mówimy o czymś w rodzaju parasola ochronnego. A jeśli nie wyjdzie? Cóż, poprzednik źle przygotował zespół. Poprawa nastąpi, lecz potrzeba jeszcze więcej... czasu. Często bywa tak, że trenerska roszada nosi znamiona typowej reanimacji trupa i powodzenia przynieść nie może. Ale zdarzają się też takie sytuacje, kiedy zmiana to nowy impuls i jest w zasadzie nieunikniona.
Tylko kilka wiosennych kolejek przyszło czekać na pierwszą zmianę szkoleniowca w zespole beskidzkiego regionu. „Gorące krzesło” dało znać o sobie w Żywcu. Tym razem to jednak nie efekt małej granicy cierpliwości działaczy. Z prowadzenia zespołu Czarnych-Górala sam zrezygnował Maciej Mrowiec. Mimo że żywczanie piłkarską wiosnę rozpoczęli fatalnie, przegrywając ważne mecze, to nic nie zapowiadało, że trener zdecyduje się na taki krok. Ale patrząc na całą sytuację obiektywnie, istotnie są powody do niepokoju.
Góralowi powszechnie wieszczono trudną wiosnę. W przerwie między rundami zespół opuścił lider linii pomocy Piotr Motyka, a poważnej kontuzji nabawił się niezawodny snajper Grzegorz Szymoński. Bez tych filarów IV-ligowiec z Żywca stracił na wartości. Jak bardzo, widać po wynikach. I aktualnym miejscu w tabeli. Czarę goryczy przelała derbowa porażka z Koszarawą w Pucharze Polski, która kibiców Górala rozzłościła. Po zakończeniu meczu padło wiele „męskich słów”, przede wszystkim pod adresem zawodników i trenera. Na całe szczęście to jedyny przejaw niezadowolenia fanów, bo atmosfera tuż po spotkaniu była wyjątkowo napięta...
Czy winni są piłkarze i trener? Skoro nie ma wyników na miarę oczekiwań, to konsekwencje wyciągać trzeba. I szukać przyczyn. W tym przypadku okoliczności łagodzących jest sporo. Plaga kontuzji w szeregach żywieckiego IV-ligowca, zimowe wzmocnienia (czyt. uzupełnienia) na ten poziom rozgrywek wyjątkowo mizerne, brak choćby odrobiny piłkarskiego farta...
Już w środę wieczorem temat następcy trenera Mrowca był „na tapecie”. Kandydat numer jeden? Niemal tradycyjnie, gdy tylko jest w Żywcu taka potrzeba. Ryszard Kłusek.
Początkowo wahał się i wydawało się, że drugi raz do tej samej rzeki nie wejdzie. W Żywcu pozostawił po sobie dobre wrażenie, gdy drużynę Górala wprowadził do IV ligi w sezonie 2010/2011. W miniony czwartek podjął rękawicę – poprowadził wieczorne zajęcia „górali”, dogadał się też z władzami klubu. Co ciekawe, schedę przejął po trenerze, który... zajął jego miejsce w lipcu 2011 roku.
Wiadomość ta ucieszyła mnie. Choć nie powiem, że nie byłem zaskoczony. Ucieszyła właśnie ze względu na osobę Ryśka Kłuska, którego znam od ładnych paru lat. Nie mówi rzeczy banalnych, nie mających znaczenia, często słowami przekazuje dokładnie to, co ma na myśli. Trener z charyzmą, autorytetem, każdą pracę traktuje z wielkim sercem i pasją jako kolejne wyzwanie. Przykład? Noc z czwartku na piątek miał nieprzespaną, zgłębiając taktyczne tajniki pod kątem własnego zespołu i najbliższego przeciwnika. Z samego rana mówił mi w swoim stylu, że jego podopieczni założą maski i zamienią się w... gladiatorów. A zarówno on, jak i cały zespół stali się niczym Eddie Murphy w roli Reggie Hammonda w filmie „Następne 48 godzin”. To odliczanie oczywiście w kontekście konfrontacji Górala z rewelacyjnym liderem rozgrywek z Bełku.
Nie wiem, czy zespół Czarnych-Górala w tym sezonie utrzyma się. Personalnie to w mojej opinii niestety drużyna bardziej na „okręgówkę”. Przed żywczanami, w przeciągu najbliższych czterech kolejek, chyba kluczowe mecze z Unią Turza Śląska i GKS-em Radziechowy-Wieprz. Sytuacja kadrowo-zdrowotna pozostawia wciąż sporo do życzenia. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że trener Kłusek tchnie w drużynę nowego ducha walki, zaangażowania, sięgania po nieodkryte pokłady energii, jak w I-ligowej Flocie Świnoujście. Kłusek nie jest cudotwórcą i misja wcale nie musi się udać. Ważne, że nowy szkoleniowiec uwielbia pracować z młodzieżą, której w Góralu nie brakuje. I potrafi to robić skutecznie. Powodzenia!
PS. Minus całego „zamieszania” też jest. I to zasadniczy. Portal SportoweBeskidy.pl stracił jednego z IV-ligowych ekspertów.
Marcin Nikiel Redaktor Naczelny Portalu SportoweBeskidy.pl